*** (Na niebie gwiazdy...)

Na nie­bie gwiaz­dy. Las ci­szą ob­ję­ty
stoi mil­czą­cy, ciem­ny i za­klę­ty,
ni je­den po­wiew wia­tru go nie trą­ca.
U skra­ju lasu świe­cą onie­mia­łe
drze­wa pół­ja­sne, błę­kit­na­wo bia­łe,
zda się po­są­gi drzew w bla­sku mie­sią­ca.
Nad góry wscho­dzi po­wo­li Sy­ry­usza
błę­kit­na gwiaz­da. Mar­two­ta i głu­sza.
Su­che­mi li­ść­mi szem­rzą tyl­ko gaje
i szum stru­mie­nia w księ­ży­cu mi­go­ta.
Za mną ka­plicz­ka z drew­na... Zwol­na wsta­je
w mej pier­si wiel­ka, głę­bo­ka tę­sk­no­ta...
Pa­trzę na le­śną głu­szę i ciem­ni­cę,
na bia­łych świer­ków po­są­gi ol­brzy­mie;
pa­trzę na wiecz­ną świa­ta ta­jem­ni­cę,
któ­rą na gwiaz­dach nie­mi anio­ło­wie
dzier­żą przy­ku­tą. Pa­trzę na to Imię,
co w so­bie całą wszech­ist­ność za­my­ka,
na wszech­moc w jed­nem uta­jo­ną Sło­wie;
pa­trzę na wiel­ką na­tu­ry po­tę­gę,
na mlecz­nej dro­gi nie­zmie­rzo­ną wstę­gę
pa­trzę, jak ci­cho le­śna ćma prze­my­ka...
Sły­szę, jak owad u nóg w tra­wie szep­ce
i jak wre ogień w czar­nem wnę­trzu zie­mi;
jak Czas po glo­bach nie­zli­czo­nych dep­ce
i w ta­jem­ni­cę zstę­pu­je bez­den­ną,
któ­rą na gwiaz­dach anio­ło­wie nie­mi
dzier­żą przy­ku­tą... Pod ci­szą ka­mien­ną
gra­ni­tów; słu­cham, pa­trzę... Już ja­śnie­je
księ­życ nad la­sem i sre­brem go rosi —
tę­sk­no­ta moja dźwi­ga się, pod­no­si,
na cały prze­stwór świa­ta ol­brzy­mie­je...
Pu­sto... Gaj pró­szy li­ścia­mi su­che­mi
i blask księ­ży­ca lśni na świer­ków ko­rze —
w taką noc rze­kłeś przed wie­ka­mi Boże:
„Źle czło­wie­ko­wi sa­me­mu na zie­mi“.

Czy­taj da­lej: Lubię, kiedy kobieta... – Kazimierz Przerwa-Tetmajer