Między Wilnem, Trokami,
Stoją hufce rycerzy,
I mierzą się oczami,
I biją się słowami,
Nim miecz o miecz uderzy.
Z jednéj strony Kiejstuta,
Zmudź i Litwa po błoniu;
Z drugiéj, w zbroję okuta
Tłuszcz krzyżacka na koniu.
Stoi i pasie oczy
Po litewskiéj równinie;
Nim się miecz jéj potoczy
I krew po niéj popłynie!
Lecz wojska długo stoją
Milczą rogi do boju,
Czy się wodze ich boją?
Czy żądają pokoju?
Czy Jagiełło z krzyżaki
Co na stryja miecz wznosi,
Uczuł w sercu żal jaki!
Czy się godzi i przeprosi!
Z szeregu do szeregu posłańcy wybiegają —
Znać z ich miny, znać z biegu, że coś wodze knowają.
I w Witold do Jagiełły ze Skirgajłą spieszy
I Skirgajło wraca — idzie, wraca znowu.
A wojsko czeka, a Litwa się cieszy —
A krzyżak tęskni za częścią obłowu.
Lecz patrzajcie, — o cudo! oto Kiejstut jedzie:
To jego konik — żmudzin jak Biruta,
To szabla jego, to sługi Kiejstuta —
A to Skirgajło na przedzie.
Jedzie, stanął na błoniu,
Koń się zarył nogami,
— Czego stajesz mój koniu?
— Panie, zdrada przed nami —
I pies drogę zaskoczy,
I wyjąc przed nim pada;
— Kniaziu, wyje tam zdrada,
— Kniaziu wrog tam otoczy! —
I sokół mu na ręku
Siadł, zabrzęczał dzwonkami —
I w smutnym mówił jęku:
— Kniaziu! zdrada przed nami!
Kiejstut nie słuchał ni psa ni sokoła,
Ni konia swego, ni swojéj drużyny.
— Kiejstut się zdrady nie boi! zawoła:
Kiejstut na pokój spieszy do rodziny.
A kiedy życia wrogi mu nie wzięły:
Nie wezmą swoi!
Rzekł, konia zacina.
A za nim wierne psy jego jęknęły
I wierna jego westchnęła drużyna.
Poszedł — A ledwie do obozu nogą —
Obóz się ruszył, gruchła wrzawa silna —
Wojska Jagiełły poleciały drogą —
Pędzą z Kiejstatu do Wilna
Wojsko litewskie zostało w milczeniu,
Wojsko bez wodzów, jak ciało bez głowy,
I stali smutni, w rospaczy, zdumieniu,
Jak nad jeziorem stoi obłok płowy,
Jak wierzba stoi nad grobem Litwina,
Jak matka stoi nad mogiłą syna.
II.
Biada Kiejstucie! o biada —
Nie darmo jęczał pies twój ulubiony
I sokół, ręką Biruty pieszczony,
Nie darmo krzyczał na wyjeździe: zdrada!
W Wilnie ci łańcuch włożyli na nogi,
W Wilnie cię z synem twoim rozdzielili,
W Wilnie z pokrewnych — zrobiły się wrogi
Z traktatów zgody więzienie zrobili!
O! bieda tobie wojowniku stary!
Czyż ten włos siwy i czoło zmarszczone,
Ręka; co siekła Niemcy i Tatary,
W boju nietknięte z wojen ocalone,
Długie więzienie jako rdza rozkruszy?
A twoje serce co biło pod stalą,
Ciężarem smutki i rozpacz przywalą?
Czyż w głębi twojéj nieugiętéj duszy,
Jak w zamek, wrogów niedobyty dłonią,
Pierwszy raz wejdą, po czasu ruinach,
Łzy, których wysokie powieki nie ronią?
Łzy po Birucie, Witołdzie krainach,
Łzy których bole język nie wypowie,
Pierwsze łzy twoje i śmierci posłowie!
W głębi więzienia, z słomianéj pościeli,
Brzękły Kiejstuta kajdany;
A przy drzwi lochu służalcy wlecieli,
Jeden niósł puhar na poły nalany,
Drugi szmer, trzeci topor z Niemców stali,
Weszli — i u drzwi jeszcze się wstrzymali
I patrzali i milczeli.
— Starcze! — rzekł wreście jeden do Kiejstotu;
Jagajło przez nas przysyła ci dary:
Oto jest czasza z napojem zatruta,
Oto sznur, topór — wybierz rodzaj kury!
Jużeś się nażył i nabił na świecie,
Nam teraz ustąp, a sam idź na góry —
Gdzie jeszcze z braćmi Niemców bić będziecie,
I gnać za psami jelenie i tury,
Kniaź Jagajło śmierć na zgodę swata,
A pomnąc na krew, co w twych żyłach płynie
Trzy bramy daje do wyjścia ze świata,
Lecz z tych trzech jedna nie minie.
A Kiejstut stanął wstrząsnąwszy łańcuchy,
I po więzieniu rozszedł się dźwięk głuchy,
Jak kiedy piorun uderzy w oddali,
I huk w powietrznéj rozbije się fali.
Ręką ciężkiemi okutą kajdany,
Porwał pachołka, przycisnął do ściany,
A z gniewnego, rzucając we dwoje,
— Oto rzekł, płaca za poselstwo twoje!
Potém go depcąc okutemi nogi,
Krzyknął: powiedźcie psy panu swojemu,
Że mego karku nie tknęły się wrogi,
I wam się nietknąć i nietknąć się jemu!
Jeśli po życie przysłał was zbrodniarze!
Kiejstut za błąd swój, sam siebie ukarze!
To rzekł i znowu wstrząsając kajdany,
Ciężkie żelaza na szyję zarzucił —
I targnął niemi — i krwią swą oblany,
Bez jęku nawet martwy się wywrócił —
A słudzy stali wzrok mając wlepiony,
Patrzą nań, pragną i zbliżyć się boją. —
III.
Na Świntorohy zgliszczach stos Kiejstuta płonie —
Na stosie, sługi jego, psy, sokoły, konie,
U stosu, mała w nieszczęściu drużyna
Cichemi łzami zmarłego wspomina.
Już płomień pożarł wnętrzne stosu drzewa
I garść popiołów z Kiejstuta została —
Popiołu, któren wiatr w stronę rozumu,
W którą dusza uleciała.
Nagle krzyk w dali słudzy usłyszeli —
Krzyk znany, w sercach boleśnie odbity.
I znana postać zbliżyła się w bieli,
Znana im postać kobiéty —
To ona! Żona Kiejstuta,
To Biruta.
Biada Jagajle, wołała zdaleka:
Biada tym, co się krwią własną zbroczyli!
Niech w każdym kroku, uczynku i chwili,
Równa ich zdrada i stos śmierci czeka,
Niechaj ich bogi opuszczą rodzime,
Niechaj ich zdradza każdy krok po ziemi —
Żony uściski, uśmiechy dziecinne —
Zdrada niech idzie z niemi i za niemi.
Kogo kochają, na kim ufność kładą,
Niech im zapłaci niewiarą i zdradą!...
Ostatnie słowa w jéj piersi umarły,
Rozpacz z jéj oczu wypłynęła łzami —
Wtém nagle niebios szaty się rozdarły,
Piorun błysnął nad zgliszczami —
Ziemia się wstrzęsła, rozdarła na dwoje —
I stos zamknęła w zimne łono swoje.