Na zielonym łąki szmaragdzie
dziś zabawa taka miła!
Mała Janka małą Magdzię
na majówkę zaprosiła.
Wzięły z sobą w kobiałeczce
rozmaite wiktuały,
żeby na długiej wycieczce
czasem głodu nie zaznały.
Gdy stanęły na polance,
którą gąszcz osłania chłodna,
jeść się chciało małej Jance,
a i Magdzia była głodna!
A więc tu postanowiły
spocząć choćby na troszeczkę
i pokrzepić sobie siły,
nadwątlone przez wycieczkę.
Pod rosochą starej wierzby
Janka z Magdzią wraz usiadła
Nie kłóciły się — o gdzieżby!
gdy zabrały się do jadła.
Ale Janka zabiegliwa,
Jak prawdziwa gospodyni
na murawie „stół“ nakrywa
i honory domu czyni.
Otworzywszy wnet kobiałkę
wydobywa całą żywność:
ciemny piernik, białą chałkę
i owoców różnych dziwność.
Była tam i czekolada —
cała duża jej tabliczka! —
wreszcie atrakcja nielada:
wielki termos, pełny mleczka!
Mała Janka na obrusie
ułożyła sprzęt ten cały
i zaprasza swą Magdusię,
żeby jadła te specjały.
Magdzia się namawiać nie da,
nie da się dwa razy prosić.
Ale z tem wypadła bieda,
jak tu termos — odtermosić?
Janka przybiegła z pomocą
i próbuje zdjąć nakrywę.
Próżno obie się szamocą
z tym termosem — nieszczęśliwe!
Próżno ciągną z całej siły
nieużyty, twardy korek,
co im w sposób tak niemiły
zaszpuntował podwieczorek.
Wreszcie rade czy nie rade —
dały spokój próżnej zwłoce,
zjadły tylko czekoladę
chałkę, piernik i owoce.
Gdy wróciwszy, mówią mamie,
jaki kłopot był przed chwilką,
rzekła: „Otwórz się, Sezamie!“
i otwarła termos — szpilką.
Zaraz wzięły się do mleczka
(wypiły je, ledwie migło!)
Choć długa była wycieczka,
ono przecie nie wystygło!