Śnią mi się jeszcze pocałunki twoje,
tak mi się śnią...
Przeszło już wszystko...
Wiatr jakiś przypadł i rozwalił
ten pałac z ognia, który-m ja na chmurach
stawiał dla ciebie,
wiatr jakiś przypadł i zerwał te kwiaty
z drzew rozkwitnionych
i pognał gdzieś w świat, gdzieś w świat...
i przeszła miłość moja — ta największa,
bo już ostatnia, —
i przeszła młodość moja — najpiękniejsza,
bo już ostatnia.
Wiem, że cię nigdy już nie zobaczę,
a gdybym zoczył, to mi będziesz taka;
jak byłaś dawniej,
a choćbyś była nawet taka sama,
to ja nie będę mógł ująć twych dłoni
tak, jako dawniej,
a choćbym mógł — nie zechcę,
a choćbym zechciał ja, to ty nie zechcesz...
(A choćbyśmy nawet zechcieli oboje
w nierozumnym porywie wskrzesić to, co zmarło, —
to już to nie będzie to samo...)
Przeszło już wszystko — i tylko w te noce,
w te duszne noce samotnika,
gdy zasnąć nie mogę,
choć piłem wino złote lub czerwone, —
kiedy zamknięte na siedm spustów serce
tak krzyczy w piersi z bólu i przestrachu,
jak małe dziecko, które w dzień słoneczny
w ciemnym lochu zamknięto:
jeno w te noce obłędne, pijane —
śnią mi się jeszcze pocałunki twoje,
tak mi się śnią...