Dążył prorok od strony, gdzie słońce zachodzi,
do krainy Gilead za rozkazem Boga,
by rzec grzesznym, iż kara czeka u ich proga,
i obwieszczać pokutę i starcom i młodzi...
W poprzek strugi Jordanu wypadła mu droga.
Patrzy prorok: w zwełnionej rozlana powodzi
rzeka huczy, a nigdzie kładki ani łodzi, —
a czyż falom się oprze starca drżąca noga?
Rzecze tedy, nad mętny nurt podnosząc dłonie:
— Abym suchą mógł stopą przebyć twoje tonie,
w Imię Boga, którego wolę w sobie noszę,
ustąp, rzeko i cofnij wody swego łoża! —
Rzeka na to: — Mnie tędy pchnęła wola boża
nieco wcześniej niż ciebie — więc się rozzuj, proszę.