Z dala od ulic gwarnych, świątyń, żaru, wrzawy,
Otulone murkami, pod stopą Warszawy.
Śpią ciche, zamiejskie ogrody.
Nad miastem jest kurz wielki i dymy gorące.
W ogrodach drzewa świeże i spokojne słońce.
Pachnące półmroki i chłody.
W porę dnia. gdy już biegać nic daje znużenie.
Upał, jak kwiat podcięty, upada na ziemię.
Ulice i place wyludnia.
Tułaj, pod baldachimem z gałązek i nieba.
Z myślą, że mi już kochać i szaleć nie trzeba.
Zasypiam w gorące południa.