Potrzeba mi pokoju Twoich rąk wyciągniętych
(Jestem jak trzepocący motyl na srebrne igły wpięty).
Niech mnie Twoja złocistość uśmiechem wypogodzi
(Słowa takie stargane, a myśmy tacy młodzi).
Potrzeba mi modlitwy, ust Twych szelestu,
Dobroci i martwoty wszelakich gestów.
Potrzeba Twej jasnoty, już nie miłości,
Co ciszę rozdarła ostrzem stalowych gwoździ.