1.
Jesieni zielonożółtej żołnierski płaszcz
okrył chwałą i ciszą
ten cmentarz poległych.
A ty towarzyszu
posągowo trwasz
cedząc słowa jak twe oczy krwią nabiegle.
Mówisz młodość purpurę i bunt
słowa zniczem na wietrze palisz
(...to było w dziewięćsetpiątym...)
A w dali
szkarłatnemi pąkami łun
pękają horyzonty.
A wyżej
w jesienny rdzawy łan
słowami wskrzeszasz wojnę —
— dojstojnie
księżyca srebrny tank
ostrzeliwuje krzyże:
— tam ruda pleśń
wspomnienie niepotrzebnej śmierci.
Drzewa spowite w jesień.
W zielonożółte płaszcze żołnierskie.
2.
Teraz to tylko żółta jesień
a wtedy czerwony październik.
Słuchaj sielanki — ptasich pieśni
rozpływających się m czerni
Stój na cmentarzu groźny pomnik
wpatrzony w bladą wieś.
— Nie starczy barw wspomnieniom wspomnień
już przetopionym w pleśń —
w krzyże na których niema nazwisk —
w żółtej jesieni beznadziejność.
W dali łopocą drzewa chwiejne.
N i k t n i e p o w r a c a z p a s t w i s k.
3.
Jestem od ciebie daleko i blisko.
Księżyc też pewno kąpie się w Newie
jak w mojem dawnem dzieciństwie
o którem nic nie wiem.
Teraz
sosny zieloną falangą
podpływające pod okno
ale przeszywa dziki klangor
samotność.
Dawniej
pręgi świateł u okien
mosty rozpięte nad Wisłą
bombardujące kroki
w przyszłość.
Teraz
powrócił w wspomnieniach
cmentarz wśród żółtej jesieni
drzewa w milknącym powiewie
i ty towarzyszu którego nie mam.
Wiem.
Nie wolno patrzeć w siebie
i na godzinach zapatrzeń
rozpięty jak na krzyżu.
Inny dzień nadszedł.
Spojrzeniem szerzej —
wyżej!
Wzburzona płynie fala
(to nie sosny łopocące u okien)
to alarm
to coraz bliższe przybierające kroki.
Nie wolno patrzeć w siebie
gdy:
w dźwięku godzin przetapiających noc w dzień
nie wykwita rozpaczliwy rozdźwięk
lecz coraz wyraźniej słychać
s z u m
n a d p ł y w a j ą c y c h
d n i.
Źródło: Sygnały, r. 1937, nr 26.