Chłód mnie ogarnął

I.
Chłód mnie ogarnął... O biada mi, biada!...
Czyż żar wczorajszy na zawsze już minął?
Czyż zżółkły demon, który dziś mi składa
Zimne całunki na ustach, owinął
Pierś mą na zawsze, abym wiądł i ginął,
Jako te zioła na pustem przydrożu?
Ażebym zamilkł, jak potok, co płynął
Wczorajszej doby radośnie ku morzu,
A dzisiaj legł, uwięzion w lodowatem łożu?...

II.
Czyż pod ciśnieniem zimnego wyziewu
Mam być dziś statuą, lecz statuą bez życia?
Śpiewem — lecz tylko wczorajszego śpiewu
Echem bezdźwięcznem? Kwiatem — lecz bez kwiécia?
Blaskiem — bez ciepła? Łodzią, do rozbicia
Niosącą ludzi, którzy w niej złożyli
Swoje nadzieje i serc swoich bicia?
Żywym upiorem, co się darmo sili
Odwalić wieko trumny w przebudzenia chwili?...

III.
Chłód mnie ogarnął... Ach! gdzież ty, Miłości,
Coś mnie ciepłymi otaczała sploty
Ranem wczorajszem? Czy już nie zagości
Obraz twój we mnie? Czyli-ż duch twój złoty
Stał się już cieniem, nikłym, bez tęsknoty
Za światła zdrojem? Czy już nie zawładnie,
Pełen młodzieńczej wiary i ochoty,
Nad moją głową, nim na pierś opadnie
Bez myśli? nad mem sercem, nim bez uczuć zbladnie?

IV.
Zbliż się ty ku mnie i usta rumiane
Przyłóż do piersi, aż ten prąd miłosny
Zmieni me nerwy w struny, rozegrane
Smyczkiem artysty w dźwięczny hymn, w radosny
Hejnał zaślubin, w świtającej wiosny
Hołd przynależny, i serce me potem
Złącz z sercem ludzi: tych, którzy żałosny
Prowadzą żywot, że nie jest żywotem,
I tych, co się radości olśniewają złotem.

V.
Tak! Złącz mnie z tymi, których jęk stłumiony
Dziś do niebieskich szczytów nie dobija,
Lecz się po ziemi wije i, skroplony
W krwawe rubiny, napowrót się wpija
W serca nieszczęsnych, jak w swą zdobycz żmija!
Połącz mnie z tymi, którym dzień słoneczny
Mgłą jest i nocą więzienną, co mija,
By znów się zacząć, wiążąc w zmrok się wieczny
Bez słabych nawet błysków i bez drogi mlecznéj...

VI.
Każ mi ukochać i tych, co przed zorzą
Dnia jutrzejszego padną; co śród łzawéj,
Serdecznej skargi w trumnę się położą,
W trumnę dziejowych losów, gdy śród wrzawy
Smutnych zapasów duch jutra nad mgławy
Świat się uniesie i miejsca tu grobom
Nowym udzieli, śmierci nowej strawy:
Każ ich ukochać, ty, wielka żałobą!
Niech między mną nie będzie przedziału i tobą...

VII.
Tak! niech ukocham to, co jest w wszechświecie,
I to, co w sercu człowieka się mieści:
Rozpacz, co duszę kamieniem mu gniecie,
Rozkosz, co widmem słonecznem go pieści,
Niech się skrysztalą w hymnu mego treści...
Jego nadzieje, porywy, zachwyty,
Jego upadki śród jęków boleści
Niech się wyryją śród bronzowej płyty
Mej duszy, niech się złożą w pomnik niespożyty.

VIII.
Wówczas ma dusza ich duszą zarazem,
A moje serce, sercem tych walczących;
Wówczas pieśń moja stanie się obrazem
O harmonijnych barwach, a gorących,
Rzeźbą o liniach spokojnych, kryjących
W swoim spokoju płomienny żar ducha —
Będzie muzyką o tonach, płynących
W rozległem echu, w które człek się wsłucha
I w głębi swego serca zgasłe skry rozdmucha.

Czytaj dalej: Księga ubogich - I - Jan Kasprowicz