Echium vulgare (Żmijowiec pospolity)

»... Mówicie,
Że niby przegrać tej sprawy
W żaden już sposób nie mogę?
Dyć się i zemszczę! Stary popamięta,
Co to, wej! znaczy zastępować drogę,
Co to, wej! znaczy zatruwać tak życie
Swemu zięciowi! Czy to człek, jak w orce
Ten koń kulawy?
Czy to my jakie bydlęta,
Niby te w mojej obórce,
Z których, od pracy, są już kości same,
By w jarzmie chodzić, gdy taki dziadyga
Kiwnie swym palcem? Oj, zetrę-ć tę plamę,
Zetrę-ć ją, mówię, tak, jak Twoja pięta,
Panienko święta,
Starła łeb smoczy, że została — figa,
Hi! hi! z całego, wej! stworu... Oj dziadu!
Tak poprzycinam ci te kudły siwe,
Jak szkapią grzywę,
Że ani śladu
Onej godziny
Nie pozostanie z czupryny!
Tak cię wykąpię na sucho
Że cię, ty — jucho!...«

I ręką,
Ciężką jak topór stalowy,
Jak święta ziemia, tak czarną,
Huknie ci w stół ten, że w karczmie aż ściany
Tak się zatrzęsły, jakby jeno marną
Były purchawką, że ten sufit, miękką
Sadzą, by jedwab czarniawy, pokryty,
Prawie na głowy,
Na te niebieskie kaftany,
Na te spencery i świty
Zdawał się walić... Nawet lampka mała,
Jak widmo jakieś lśniąca nad szynkwasem,
Od tego huku zlękła się i drżała...
A ona flaszka, którą Ćmuk, pijany
Za boże rany,
Jak mówił straszny zbereźnik, »tymczasem«
Na stronę jeszcze odstawił w ferworze,
Spadła, zlewając mu strugą opary
Te szarawary,
Co mu nieboże
Żoneczka miła
Własną swą dłonią uszyła
Z jakiegoś, widać, drelichu —
Ludziom do śmiéchu...

»Też, Ćmuku!
Skaranie boskie, na szkodę
Ino łazicie...« »Karczmarko!
A co wam gadać!... są-cić u mnie grosze,
Zapłacę wszystko... Fi!... fi!... fi!... Barbarko,
Ty psia bestyo! czy już nie masz tuku
W tych swoich kościach?... Oj! mam ci kobiecko
Niby jagodę!
Oj, koszęć żyto, da! koszę
I nakosiłem...« »Wej! dziecko
Lepiej wam było kołysać w chałupie,
Lepiej do żony, niż bruździć! do domu
Wyspać się krztynę! Pokosy na kupie
Zmiękną, porosną...« »Cisawej jałosze
Zielska naznoszę...«
»Oj, też znosicie — chude, że wej! sromu
Dość macie we wsi i wstydu... racyę
Zawsze ma dziaduś...« »A niech go cholera
Ciężka zabiera!
A niech on zgnije!...
Panie Dorada,
Czy była słuszność u dziada?
Wytrzyjcie sami jej oczy,
Że aż wyskoczy!...«

»Raz rzekłem:
Słuszność po waszej jest stronie;
Dziwię się tylko, że gości
Pani karczmarka sama się pozbywa,
Że na interes...« »My tu ludzie prości,
Nie żadne panie, a z takiem wej! piekłem
I złe się pewno nie zgodzi; za zyskiem
Takim nie gonię...«
»O wielkie cuda! o dziwa!
A też ruszajcie z tym pyskiem,
Hadwokatowi lepiej wódki świeży
Kieliszek wlejcie!... Panie hadwokacie,
Więc sprawiedliwość niby wej! odmierzy
Mnie, jak to mówią, po sam sztrych?... Jak żywa
Istna pokrzywa
Byłeś mi, dziadu! lecz czekaj!... O stracie,
Pan wie, nie gadam... Rychtunek z nim zrobię,
Że go!... psianogi drelichy na dyabła!
Baba zesłabła,
Dyć niech i sobie!
Fi! fi! Barbarko
Podwiąż fartuszek... Karczmarko,
Choć macie gębę, jak ścierkę,
Jeszcze kwaterkę!...

Dorado!
Panie Dorado! z honorem
Niby tak mówcie...« »Toć mówię:
Jakem uczciwy!...« »Fi! fi! znane rzeczy,
Że wam też głowę golili; obuwie
Też już mieliście nie z łyka... Dyć, kładą
Takie obrączki, jak się czasem zdarzy;
Dyć-ci przed morem
Prędzej się człek ubezpieczy,
Niźli przed lochem... Dyć, sparzy
Człowiek się łatwo...« »Macie zadość w czubie...«
»Dyć, gdzie i zadość... Zamknęli, głodzili,
Ale nie widać po pyskach; dyć, lubię
Takie nadęte, jak kiej żaba skrzeczy!
Widać, wyleczy
Człowiek się rychło z wszystkiego! od chwili
Widać, zależy! czerwone, w lelijki
Prawie przechodzą — blajchu ani ździebłki!
A one ślepki —
Kiejby u żmijki...«
»Ćmuk!...« »Dyć, nauki
Nie potrzebują wej! Ćmuki —
Ale to też tak!... no, daléj,
Czy my wygrali?...«

»A juści,
Że u nas prawo jest czyste:
Czynna zniewaga, a za to
Czeka kryminał, czerwieniak...« »Dyć czeka!...
Była zniewaga: dziad ściągnął mnie łatą,
Czy też kosiskiem przez plecy... Nie puści
Ćmuk tego płazem... czerwieniak! ty stary!...
Hm! całą listę
Bodaj piszecie... Człowieka
Ograżka bierze... Ej, kary,
Dziadu, nie ujdziesz!... czerwieniak!...« »Też statku
Trochę, Józefie... pan-ojciec...« »Gębulę
Lepiej wam stulić, karczmarko...« »W przypadku,
Jako niniejszy...« »Dyć, krew szła jak rzeka,
A nawet spieka
Była na ranie...« »Józefie!...« »Bo stulę
Pysk wam ten zaraz; dyć, lepiej wódczyny
Dajcie przed pana pisarza... zniewaga,
Jak ciało, naga,
A za te winy
Do czerwieniaka,
Mówicie niby?... Ej! oskubię ptaka
Do samych pypci!... ej! psie giczele
Jak na śrót zmielę!...«

»Sromota,
Kiedy jest człowiek jak bydle —
A wy, co na mnie tak z boku,
Panie Napierny? jakby, wej! te ślepie
Źgnąć we mnie chciały! jakby wam w tem oku
Był jaki pałasz!... karczmarka to z błota,
Myślicie, wyszła bez czystszego czucia?
Wej! za ożydle
Wziąć go, aż cały się strzepie,
I precz do domu! zepsucia
Nie róbcie złego; sam Bóg was nawiedzi...
Czy to nie ojciec?...« »Dyć, cicho! prawicie
Tak, jak wam gęba urosła... niech siedzi!
Niech taki ojciec!... Napierny! co klepie
Ta w babskim czepie
Nie uważajcie, Napierny!... na szczycie
Takiej mądrości zawsze figa tylko...
A... a... dyć... figa!... Rzeknijcie też cósik,
A ja forszusik
Tą samą chwilką
Zaraz podrzucę,
A jak pszenicę wymłócę,
Panie Napierny, Doradzki,
Dam też na placki!

Półszósta
Tu, wej! złotego... pod nosem
Co się krzywicie?... za mało?
I tak już baba w chałupsku się głodzi...
A co?...« »A cóżby? przeczytam rzecz całą:
Prócz tego sińca, to przez swoje usta
Puścił obelgę...« »A puścił: w izbisku
Tak ci wej! głosem,
Aż po wsi, słychać, zawodzi:
Rakarska duszo! psi pysku!
Żonę masz za nic! marnujesz dobytek!
W karczmie utopisz, com przez życie szparał...
A wara, dziadu!... dałeś na przepitek?
Co cię to, siwcze, tak bardzo obchodzi,
Co robią młodzi!...«
»Macie swą prawdę; jeśli dziaduś karał,
To miał na kogo: nikt pewnieby córy
Nie wziął bez grosza...« »Rychtyczek!... po słowie
Widać, że w głowie
Nie żadne wióry
Lecz rozum wielki
Macie, Napierny!... kropelki —
Krzty nie daruje... ta, klnę się
Na ciebie, biesie...«

Czytaj dalej: Przy wigilijnym stole - Jan Kasprowicz