Księga ubogich - IX

Gdy idę tak, nie wiem, dlaczego
Pod skwarem czerwcowym nieba,
Wydaje mi się niekiedy,
Że mi spoczynku potrzeba.

Pragnąłbym usiąść przy zdroju,
Wody zaczerpnąć rękoma
I skroń ostudzić płonącą
Od drogi, co taka jest stroma.

Pragnąłbym zgasić pragnienie,
Które tak w gardle mnie piecze,
I w cieniu drzew tych wyciągnąć
Znużone kości człowiecze.

Ale się lękam, by czasem
Nie zmógł mię sen w tym bezczynie
I świata mi nie przesłonił
Mrokiem, co stamtąd przypłynie.

Chcę go zobaczyć z tej góry
W krwawiących ogniach zachodu,
Jak nań patrzałem o wschodzie —
Tak dawno temu, za młodu.

Chcę widzieć, jak długo się będzie
Palił ten obraz żywota,
Te skalne olbrzymów czoła,
Ta masa szczerego złota.

Chcę widzieć, jak skończy się walka —
Mgły na nie z nizin ruszyły —
I czy też i moją duszę
Z twardej wykuto bryły.

Chcę — i o, wiem już, dlaczego
W czerwcowe-m wybrał się skwary, —
Z człowieczą zmierzyć się Dolą
Na siły i na zamiary.

Dotychczasowe me drogi
Przez puszcze i przez wyręby
Uczyły, że bywa konieczność
Zaciskać pięści i zęby.

Wiem, że te cuda zobaczę —
Cudem też będzie wytrwanie —,
Gdy cienią pogardzę i źródłem,
Gdy nie obejrzę się na nie.

Albowiem czas mój jest krótki —
Rychło zapadnie krąg słońca...
I oto idę w tej spiece,
Nie spoczywając do końca.

Idę z tym większą ochotą,
Bo w drodze tej — o czym się nie śni
Z was niejednemu, o ludzie! —
Głazy mi nucą swe pieśni.

Rycerskie to są melodie,
Sławiące wielkie przeboje,
O nie mi dzisiaj idzie,
Choć snać u schyłku już stoję.

Wiem już, dlaczego, spieszący
Ku ostatecznej światłości,
Nie myślę już gasić pragnienia,
Wyciągać znużonych kości.

Czytaj dalej: Przy wigilijnym stole - Jan Kasprowicz