Takiego, jak kiedyś, zachodu,
Odkąd żyw jestem, nie pomnę:
Fale się ognia rozlały
Na chmur kłębiska ogromne.
Objęły wokrąg niebiosa,
Czerwienią przygniotły wzgórza —
W niesamowitych połyskach
Snać cała ziemia się nurza.
Trwoga wstrząsnęła ludźmi —
Pytali się, przerażeni:
„W jakąż się grozę nieszczęsną
Krwawa ta wróżba zamieni?
„Czy może głód się przyczołga
Z lebiodą i zwiędłym jarmużem?
Lecz przecież pola w tym roku
Ziarnem sypnęły dużem.
„Czy jakiś Szatan zawistny
W jesiennym zjawi się wichrze,
Podpali pełne stodoły,
W perzynę obróci śpichrze?
„Może w śmiertelnej koszuli
Przez świat przebiegnie powietrze
I zasób jego żywota
Jak pyłek nadrożny zetrze?
„Czy nie chcąc, aby się kiedy
Sny wypełniły spokojne,
Bóg, żądny pomsty i kary,
Okrutną ześle nam wojnę?
„Lecz za cóżby mścił się i karał?
Czy za to, że w walce, widomej
Dla ostatniego ślepca,
Ścigają nas same rozgromy?
„Czy za to, że w tych rozgromach,
Gdy żadna nam gwiazda nie świeci,
Patrzymy już tylko w nadzieję,
Jak ufne, pokorne dzieci?
„Hej! wszechpotężny ty Królu!
Rozgromicielu otuchy!
Nie daj, by po tym zachodzie
Przepadły o Tobie słuchy!
„Nie daj, by w ludzkiej rozpaczy,
Głębokiej, jak wielkie morze,
Zatonąć miało Twe imię,
Twoje Królestwo Boże!”
Tak z lękiem kłonili się jedni,
Tak drudzy się odgrażali
Z przestrachu, gdy niebo w tej krwawej,
Złowieszczej tonęło fali.
I oto jakżeż się sprawdza
Ten zachód dziwnie proroczy:
Po krańce niepewnej ziemi
Wojna swój rydwan toczy.
Mordercze rozsiewa kule,
Niszczące wszczyna pożary,
A z nią, któż wie, czy nie pełznie
Głód, ten przyjaciel jej stary.
Któż wie, czy nie zechce dopomódz
W tem światoburczem jej dziele,
Choć rok ten pod stopy żniwiarzy
Tak bujnem się żniwem ściele?
A za nim, któż nie wie, że losy,
Na jedną rzucone kartę,
Przyślą nam w straszną gościnę
Powietrze, z rodzeństwa czwarte?
A kiedy takie potęgi
Obejmą tu panowanie,
Czyż dla Bożego Królestwa
Choć jedno serce zostanie?...