Przynoszę ci kilka pieśni —
Podarek może-ć i miły:
Kolebka ich w głazie ciosana,
W górach się one zrodziły.
W górach się one zrodziły,
Tam, gdzie dwie limby pod strażą
Odwiecznych, kamiennych złomisk
Tulą się k’sobie i marzą.
Tulą się k’sobie i marzą,
Na skalnej zawisłe krawędzi,
Do stóp się im potok słania,
Co z wierchów słonecznych pędzi.
Z wierchów słonecznych on pędzi
Z przejmującymi rozgwary —
Słuchają go chciwe kosówki,
Las się wsłuchuje stary.
Las się wsłuchuje stary,
Podszywający granie —
Jakby na wieki oniemiał,
Tak go przemogło słuchanie.
Tak go przemogło słuchanie,
Lecz wnet się otrząśnie z milczenia:
Wichry się skądsiś ruszyły,
Las się w organy przemienia.
Las się w organy przemienia,
Pochwałę burzy śpiewa,
Co z łyskiem i gromem wypadła
I zmiata stuletnie drzewa.
Stuletnie druzgoce drzewa,
Bloki granitów strąca,
Siklawy z łożysk wyrzuca,
Łkająca, tryumfująca.
Łkająca, tryumfująca,
Za chwilę traci już siebie,
Ze strachu do want się przyciska,
W przepastnym przepada żlebie.
W przepastnym przepada żlebie,
A z wnętrza przycichłej doliny
Wyrasta znów wał granitowy,
Z mgły się wychyla sinej.
Z mgły rzedniejącej, sinej,
Co resztką już kłębów swych dymi,
Oczyszcza się łańcuch szczytów,
Niespodziewany, olbrzymi.
Niespodziewany, olbrzymi,
Wieczności błękitne widziadło,
Stoi, jak wprzódy, bez ruchu,
Choć tyle nań gromów padło.
Tyle nań gromów już padło,
A tu, na zboczy, pod strażą
Szczerniałych złomisk dwie limby
Tulą się k’sobie i marzą.
Tulą się k’sobie i marzą,
Na skalnej zawisłe krawędzi,
Wsłuchane w rozgwar potoku,
Co z wierchów słonecznych pędzi.
Z wierchów słonecznych pędzi,
Od gromów, co oniemiały:
Słuchają go limby i marzą,
Do wiecznej się tuląc skały...