Cyntyo jasna, gwiazd wierny hetmanie,
Któréj wieczorne służy panowanie;
Królowo planet, która świetnym wzrokiem
Dziwny ruch wzruszasz na morzu głębokiem;
Lubo-ć twarz szczupłą czyni twój brat drogi,
Zmniejszając postać wyformował rogi,
Lubo-ć przyjaźni twarz pełną przywraca,
Którą czas mierzysz, co wszystko ukraca;
Słysz prośby moje utęsknione, a te
Niech cię w czas dojdą, trzykształtna Hekate;
Wszak gdy-ć ammońskie każą czarownice,
Opuszczasz chętnie niebieskie łożnice;
Ja tylko, abyś te, które ponoszę
Od Kanikuły, uśmierzyła, proszę,
Nieznośne ognie i żebyś swéj kosy
Wstrząsnąwszy, chłodnej użyczyła rosy;
Abym tak łaską twoją wspomożony,
Był od połowy ogniów wybawiony,
Bo druga, którą zły Kupido wzniecił,
Choćby na niebie sam Arkturus świecił;
Choćby pogasły w zimnym gwiazdy cieniu;
Paliłby skryty w sercu jak więzieniu.
A to dla panny, któréj z tobą siła
Równych natura darów udzieliła:
Tyś jest niebieskich gwiazd i ogniów panią,
Na ziemi wszystka płeć już musi iść za nią;
Ty co noc twarz swą mienisz — ona płocha
I niestatecznie, choć przysięgła, kocha;
Tyś biała, a ona śniegi płcią przechodzi,
Tak twój jak i onej promień głowie szkodzi;
Ty noc oświecasz, ona swoim wzrokiem
Zwyciężyłaby nawet Ereb z jego mrokiem;
Tyś zimna, onej nie szkodzą nic strzały,
Chociażby w kuźni lemneńskiéj dojrzały;
Ty czasem władniesz, ona zawsze rządzi,
Lecz nie tak jak ty, coś płanetą, błądzi,
I w tym nie równi jesteście do końca:
Że, gdy ty światła zasięgasz od słońca,
Ona go daje, tyś Endymijona
Do usług swoich uśpiła, a ona
Nie tylko pociech swych nie umié użyć,
Ale się gniewa, gdy darmo chcę służyć!