Drzwi śpiewające, jawor siwy
i malowany stary próg.
W duszy zostały mi jak żywe
miejsca z dziecięcych moich dróg,
tak pamięć dziecka przechowała
obraz przyćmiony tamtych dni,
i ot, zmierzona przestrzeń cala
tej właśnie pieśni, co tu drży,
którą tu wzrusza się i marzy
już bez zbytecznych prawie łez
i wspomnień kreśli tu pejzaże.
I chciałbym znowu dzisiaj przez
burze i śmiechy chłopca kroczyć.
I szybciej krąży w żyłach krew
i szczęściem błyszczą chmurne oczy
i pióro lżejsze, czystszy śpiew.
W kędziory poskręcane trawy,
czerwony kamień w rzecznym dnie.
Smolista noc i dzień smagławy
jak twarz cyganki zmienia się.
Do dziewcząt chłopcy — jak potoki
bystre rozśmiany wiodą krok,
gdy ku dolinom rwą głębokim,
które otoczył cichy mrok;
gdzie z kwiatów mocny bije zapach,
jak z barwnych fajek wonny dym.
Gdzie drżą jałowce w wiatru łapach,
jakby coś cicho szepcąc im,
gdzie w dół ściekają krople szumu,
jak ścieka smoła z ciepłych pni.
Tam pod zielenią i zadumą
jeleń ze źródła wodę pił.
Kwitnące słońce śpi w krynicy,
a mech wyściela studni spód,
stąd gorejące, w tajemnicy
wychodzi rankiem z głębi wód.
Oddycha puszcza snem kudłata,
pradawne echo huknie gdzieś.
Na skłonie gór, jak wszyta łata,
w lasach ogromna legła wieś.
Karczma świecami w noc wybłysła,
jakby rodzący gwiazdy pęk.
Wódka szle dymy przeźroczyste,
brzmi zardzewiałych kluczy jęk.
Ognistym smyczkiem tną cyganie
i potoczyście huczy bas.
Muzyka piecze, głos pijany
i struny brzęczą raz po raz.
Na flecie tańczy palców dziesięć,
w muzyczne drzewo płomień wnikł.
I z bębna się jak z dzbanów niesie
gorący, wirujący krzyk.
Goreją skrzypki, to znów więdną,
serce pijane rytmem bębna.
I o opryszkach setny raz
gada, powiada, głosi bas:
Święcone kule, pasy lite,
barć dzika, ziół tajemna treść,
noc czarów, w ziołach jady skryte,
na miłość czart je warzy gdzieś.
Księżyc jak tenor rozmarzony
muzyczną strugą w noc się wbił.
Dziewczyna w tańcu jak wrzeciono
kołem spódnicy wznosi pył.
Źródło: Sygnały, r. 1938, nr 42.