Przyśnił się chłopcu upiorny sen,
Że z sakwą talarów posłano go hen,
I jak go ktoś napadł, ograbił,
A potem — potem go zabił.
Pot zimny go zlewa, drży z lęku, jak liść...
Wtem majster go budzi i każę mu iść:
„Bierz sakwę talarów i — w drogę!
Lecz czemu tak drżysz? Porzuć trwogę!“.
O, panie mój, panie! żabi ją mnie! Ach,
Spójrz: słońce krwią spływa, więc chwycił mnie strach!" —
„Dla wszystkich to słońce tak świeci!
Ej, wstawaj a ruszaj czas leci!"
„O, panie mój, panie! te słowa już znam,
Tę twarz i te oczy widziałem już — tam!
Wnet chwycisz...". Chciał dodać: za kije...
Lecz urwał, bo pan go już bije.
„O, panie mój, panie! Już przestań mnie bić!
Już wstaję. Z pokłonem do matki mej idź!
Idź, powiedz, że znajdzie mnie ona
Nad źródłem, gdzie wierzba schylona!".
I w drogę daleką wyruszył wnet,
I stepem, co mglił się jak widmo, szedł
I wzdychał do wichru co chwila:
„0, gdybyż mój krok był jak mila!“.
Jak okiem sięgnąć — bezkresny step,
Tak cicho wokół pod pustką nieb,
I tylko w ciszy bezbrzeżnej
Żerują ptaki drapieżne.
Aż ujrzał chatkę maleńką. Z niej
Doglądał pastuch trzody swej.
Stary był pastuch nieboga...
(Wciąż rośnie w chłopczynie trwoga).
„Pasterzu stary! Nie wiem, ktoś zacz,
Lecz mam tu sześć groszy srebrnych, patrz,
Daj mi parobka na drogę;
Do wioski trafić nie mogę...
„Ja za to grosze mu swoje dam,
Niech sobie palnie gorzałki tam...
Patrz, tu mam sakwę ukrytą;
Przez nią mnie we śnie zabito!".
Ów na drągala skinął. Ten
Kij nożem strugał. „Ach wiem już, wiem..."
I drży chłopczyna jak łania,
I twarz rękoma zasłania.
„O, mój pasterzu! ach, nie! ach, nie!
Sam pójdę raczej! Zostawcie mnie!"
A ciura tak się odzywa:
„Ej, żal mu, widać, grosiwa!"
„Ach, weźcie grosze! I rzuca je,
I szybko stepem przed siebie mknie,
Już prawie do wierzby dobiegł,
Gdy go przyłapał parobek.
„Ej, malcze! Czekaj! Nie pędź że tak!
Spiesz się pomału! Już sił ci brak!
Pewno też ciążą ci grosze!
Odpocznij, odpocznij, proszę!
„Siądźmy pod wierzbą, gdzie szemrze zdrój,
Tam mi opowiesz sen brzydki swój.
Śniłem — niech Pan Bóg mnie skara,
Czy nie ta sama nam śniła się mara!“
Za rękę go chwyta parobczak zły,
Chłopczyna się słania i roni łzy...
Szepcą cichutko listeczki,
Szmer płynie smętny od rzeczki.
„Co śniłeś?..." — „Przyszedł człowiek..." — „I co?
Czy to ja byłem? Gadaj że, no!
Wszak widzisz mnie! A co dalej?
No, mów! Ciekawość mnie pali!".
„I nóż wyciągnął..." — „Czy taki? No?" —
„Ten sam..."—„A potem?"—„A potem... pchnął!"
„Tak? Ostrze w gardło zanurzył?
Hej, chłopcze! Nie męcz się dłużej!"
Co dalej było — nie powiem wam,
Spytajcie ptaków, co były tam:
Kruk czarny krakał z radości,
Gołąb omdlewał z żałości.
O zbrodni kracze kruk, czarny, jak kir,
I o tem, jak zemścił się kat, krwawy zbir.
A gołąb światu rozgłosił,
Jak chłopczyk się modlił i prosił.
Źródło: Jarmark rymów, Julian Tuwim, 1934.