At, o deorum quidquid in caelo regit.
»Przewielkie Bogi w górnym majestacie,
»Co niebem, ludźmi i ziemią władacie!
»Cóż ten wrzask znaczy? i czemu jak żmija
»Wzrok wasz mię rani i na wskroś przebija?
»Na dzieci twoje — jeśli ci Lucyna
»Dopomagała przy powiciu syna;
»Na nikły szkarłat tej mojej sukienki,
»Błagam o litość; Bóg pomści te męki.
»Pod macoszym wzrokiem twym się wiercę —
»Patrzysz jak dziki zwierz ugodzony w serce!«
Gdy tak chłopczyna mówił, drżący listek,
I stał do nitki z szat obnażony wszystek;
Drobniuchne ciałko tego nieboraka
Mogłoby zmiękczyć nawet duszę Traka.
Kanidja w kołtun nie czesany, nie myty,
Wplótłszy rój cały wężów jadowity,
Bierze cyprysy rwane na mogile,
Cmentarne, suche figowe badyle,
Jaja maczane w posoce ropuchy,
Wydarte z skrzydeł puszczykowych puchy;
Zioła, co Jolkos rodzi i Hibera;
Każde z nich srogą truciznę zawiera;
Kości dobyte z pyska głodnej suki —
I pali w ogniu czarnoksięskiej sztuki.
✽ ✽
Sagana raźnie krząta się w świetlicy,
I kropi w odą z Awernu krynicy
Każdy kąt. Włos jej tak sterczy do góry
Jak kolce jeża, lub szczeć u samury.
Toż Weja, którą sumienie nie trapi,
Zgięta nad ciężką robotą, aż sapi
Tak żwawo rydlem twardą ziemię kopie,
Na grób dla ciebie, o biedne ty chłopię!
Postawią trzykroć w dzień przed tobą jadło,
Patrzeć w nie każą głodną i wybladłą
Twarzą; tyś w jamę wkopany po brodę —
Płynący, głowę tak wznosi nad wodę —
A gdy zmęczone zgasną ci powieki,
Boś wzrok wypatrzył w ten pokarm daleki,
Wtedy wątroba twoja, szpik wyschnięty,
Pójdzie na filtry miłosnej ponęty.
Neapol wierzył próżniaczy i cała
Z nim okolica, że udział w tem miała
Armińska Folia, sławna lubieżnica,
Co z nieba gwiazdę albo cień księżyca
Zdejmuje czarem tessalskich zaklęci. —
A cóż Kanidja? Wściekła, w zębach kręci
Żółtych, paznokieć długi; a co gada,
Lub co zamilczy, któż tam z niej wybada?
Nocy i Diano! wy wierni świadkowie!
Żadne z was tego co się tutaj dowie
Nie zdradzi; milczeć kazaliście wszędy
Gdzie odprawiają tajemne obrzędy.
Teraz pomóżcie! Na dom mego wroga
Niech się obróci wasz gniew, padnie trwoga.
W ponurej kniei, gdy się zwierz w komysze
Schowa i słodkim snem się ukołysze,
Cudzołożnika starca, niechże ściga
Śmiech, i suburskich psów zgraja oblega;
Taką mu nardą namaściłam ciało,
Że mi się lepszej zrobić nie udało.
Cóż to? Czy słabsza trutek moich władza
Niż barbarzyńskiej Medei — że zdradza?
Przecież tym jadem pomściła się ona
Na swej rywalce, na córze Kreona,
Co w dar zatruty, płaszcz, gdy się oblekła:
Buchły płomienie i w nich się upiekła!
Nieprzepomniałam wszakże tu żadnego
Ziółka, korzonka, w szparach skał skrytego.
On śpi, jam łoże tak spraktykowała,
By mu już żadna w myśli nie postała...
Oho! Snać wiedźma bieglejsza ode mnie
Czar z niego zdjęła, że wyszedł tajemnie.
Lecz ja ci, Warze, filtrem tak dosadzę,
Że głowa twoja wróci pod mą władzę,
I dość wyleje łez, że i zaklęcia
Marsylskie, już jej nie wrócą pojęcia.
Gardzisz mną — dobrze! moc jadu podwoję
I potężnymi filtry cię napoję...
Chyba firmament wprzód w morze się stoczy,
A swym ciężarem ziemia go przytłoczy;
Niżbyś miał ku mnie nie goreć mój stary
Jak smoła, gdy ją wyleją na żary.
✽ ✽
Pachole ono nie chce już w swej nędzy
Jak wprzódy, serca poruszać tej jędzy.
I nieświadome, co do ust mu ślina
Niesie, jak Thiest, katów swych przeklina:
»Rzeczy nieprawe, lub prawe, przez czary
Dokonać można; lecz odwrócić kary
Za zbrodnię, nigdy. Więc bądźcie przeklęte!
Klątw tych, ofiary nie odwrócą święte.
Jeśli mi przyjdzie tu wyzionąć życie,
To mnie jak widmo w nocy obaczycie;
Jak widmo, twarz wam poszarpię szponami,
O ile tylko siły duch mój da mi.
Do piersi trwożnych gadem się przyczepię,
I nigdy powiek waszych snem nie zlepię.
Kamieniami tłum was ścigać przez ulice
Będzie, gdy ujrzy stare czarownice;
Niepogrzebione cielsko wasze w sztuki
Rozerwą wilki, eskwilińskie kruki;
A ojciec, matka, jeśli mię przeżyje,
Ujrzy, jak duch mój poskręca wam szyje!«