Za oknami — magnolie i pinie.
Pod oknami — winorośl i róże.
Z okien widać słońce olbrzymie
jak za Alpy rudą głowę nurza.
Niebo sine glicynie całuje,
głaszcze palce zielone kasztanom...
Koło ścieżki — zadumane tuje.
Koło drogi — dobrotliwe platany.
Biała willa, „Odpoczynkiem“ zwana,
jasnym myślom i uśmiechom sprzyja...
— Tu zaczęła się któregoś rana
ta z drzewami zielona przyjaźń.
Tu przez serce przesiała się radość,
jak promienie słońca przez pryzmat...
Tu w gorących ramionach śniadych
utuliła mnie słodka obczyzna — —
Ale przyjdzie taka chwila jedna,
że stąd będę siwym rankiem odjeżdżać...
Wyjdą drzewa znajome mnie żegnać
i zobaczą... że mi wcale nie żal!
Wyjdzie niebo, zza gór się wychyli
modrym okiem raz jeszcze popatrzeć — —
Będę prosić: „Nie gniewajcie się, mili...
Nieczułemu gościowi przebaczcie!“
— Może powiem, gdy już będę daleko,
może wyznam magnoliom i różom,
czemu mi tu było o jeden uśmiech za dużo,
o jedną łzę — za lekko...
Źródło: Imiona świata, Henryka Wanda Łazowertówna, 1934.