Czem wy jesteście, czem
O pieśni moje?
Gdy w glebę naszych pól
Wsiąkały krwawe zdroje.
Cóż, że was zrodził ból?
Będziecie tylko snem,
Wielkich wypadków cieniem,
Przepięknem majaczeniem,
Przed którem nie uklęknie,
Którego nie spamięta
Nikt z tych, co rwali pęta,
Nikt z tych, co życie swoje
Ofiarowali pięknie.
Czem wy będziecie, czem?!
O pieśni moje?!
Nie byłyście przeżyciem,
Zrodzonem w broni szczęku
Wśród gradu wrogich kul
Wśród błysku srebrnych kos,
Lecz poetycznem śniciem
W mroku cichej godzinie
O pięknym polskim czynie,
Lecz serca trwożnem biciem,
Albo wyrazem lęku
O braci swoich los,
Co pośród obcych pól
Padali gdzieś bez jęku,
Jak ścięty wcześnie kłos
Na kwiatów polu wonnem,
Lecz byłyście podzwonnem
Dla tych, co w nicość szli,
Skąpani w młodej krwi...
Ale nadejdzie czas
Po krwawej zawierusze,
Gdy wy, rycerze czynu,
Strojni w wieńce z wawrzynu
Będziecie sprawiać sąd,
Sądzić czyny niepiękne,
Piętnować każdy błąd.
Widzę już widzę was,
Patrzących w nasze dusze.
Ale się nie ulęknę
Waszej błyszczącej zbroi,
Waszych srogich wyroków —
Ale przed wami klęknę
I serce swe otworzę,
Nabrzmiałe wielkim bolem,
A braciszkowie moi
Skowronki wśród obłoków,
Słowiki ponad polem
Tak zaśpiewają pięknie,
Stając w mojej obronie,
Że serce wasze zmięknie,
Opuszczą miecze dłonie,
I zamiast błyskawicy
Zaświeci łza w źrenicy.
Źródło: Płomienie, Henryk Zbierzchowski, 1916.