Kiedyż to było?
Szesnaście lat
To czasu szmat.
Nawet wspomnienie
Zapadło w cienie,
Zwiędło, jak kwiat
Nad zapomnianą mogiłą.
I tylko ten blady cmentarz,
Gdy się znajdziemy czasem
W jego pobliżu,
Woła swych krzyżów lasem
I zwiędłym wieńcem na krzyżu:
Pamiętasz?
I wtedy zjawia się znów
W pamięci ten żołnierz mały,
Który obronił Lwów
Dla Polski chwały:
Czapka większa od głowy,
Pod którą widać włos płowy
I twarz rumieni się świeża —
Karabin dłuższy od żołnierza
A na niewielkim mundurze,
Jakby ściągniętym ze starszego brata,
Na łacie łata,
Dziura na dziurze.
Na Boga! to jeszcze dziecko.
Zaledwie je rozłączono
Z matczyną kiecką.
Czyliż potrafi ono
Obronić polski gród?
Ale w tem dziecku jakiś duch,
Który starczy za dwóch,
Ale w tem dziecku jakiś głód,
By walki otrzymać chrzest,
Pokazać rycerski gest,
Rycerskie zdobyć ostrogi.
A więc padali wśród drogi,
Jak kwiaty pod śmierci kosą,
Krwawą płaczące rosą.
Lecz z tej serdecznej krwi
Cudowny zrodził się siew:
Zwycięstwa radosny śpiew,
Wolność dzisiejszych dni.
Co było w nas do oddania,
Tośmy już wszystko oddali,
Co było do przepłakania,
Tośmy już przepłakali.
A więc patrzymy na przeszłość,
Co dziś dalekiem jest echem,
Bez łez już i bez uniesień,
Ale z tym cichym uśmiechem,
Jaki ma złota jesień.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.