Taka cudowna jest dziś nieba głębia,
Taka przeczysta i bez żadnej smużki,
Że wypuściłem srebrnego gołębia
Z małym liścikiem na obręczu nóżki.
Czując bijące serce ptaka w dłoni,
Dokąd ma lecieć, szepnąłem sekretnie,
Więc wiem, że w dobrym kierunku pogoni
I że do celu swego trafi świetnie.
Jakże zazdroszczę mu owej podróży
Dalą jesienną, czystą, nieskończoną,
Ponad wioskami, spiącemi wśród wzgórzy,
Ponad lasami, które krwawo płoną.
I w pewnej chwili, cały w słońca złocie,
Spadnie jak kula z błękitnej przestrzeni
I z moim listem usiądzie na płocie,
Przy pewnym domku wśród sosen zieleni.
I ktoś mi drogi, kto na wieści czeka,
Wyjdzie, wiedziony przez długą tęsknotę
I za ten liścik posłany z daleka
Da mu na białej dłoni ziarno złote.
A potem list mój będzie pić przez oczy,
Swoje radosne błogosławiąc rano,
I w tło jesiennej, przeczystej przeźroczy
Wrośnie sylwetą czarną, zadumaną.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.