Po papierosy wyprawiwszy Andzię,
Bo bez palenia nie siadam do kawy,
Bawię się moją wnuczką na werandzie,
Wciąż wymyślając jej nowe zabawy.
Obrywam kwiatki i czując ich zapach
Kicham tak głośno, że dziecko się śmieje,
Udaję pieska i chodzę na łapach,
Ryczę jak krowa i jak kogut pieję.
Kawałek bułki ułamawszy suchej,
Do spółki z moją figlarką maleńką
Karmimy lalkę lub płochliwe muchy,
Które przed naszą uciekają ręką.
To znów się z małą w chowanego bawię,
Kryjąc się w kącie wśród rupieci składu,
A kiedy głowę z kryjówki wystawię,
Uszczęśliwione dziecko wrzeszczy: Dziaduś!
Tak to zmieniłem się na stare lata
Bez trudu w dobrą i cierpliwą nianię —
Popatrzcie tylko, mędrcy tego świata,
Co może zrobić z człowieka kochanie!
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.