Aleja dumań

Mam park a w parku aleję lipową
Prostą i długą coś na dwieście kroków,
Skąd widać ścianę lesistą Trzech Koron
I hale śpiące pośród górskich stoków.

Nad głową niebo błękitne jak bajka
Lub Rafaela słodkie malowidło,
A przez to niebo płynie srebrny obłok,
Jak Archanioła zagubione skrzydło.

Pół mej alei słońce wzięło w jassyr,
Drugą połowę roztańczone cienie.
Tu lubię skryć się i tutaj codziennie
Odbywam długą swą podróż w marzenie.

Granicą między fioletowym cieniem
A roziskrzonem i słonecznem złotem
Idę wędrowiec szlakiem swoich myśli
Z końca do końca, i tam i z powrotem.

Nieświadom czasu, nieświadom przestrzeni
Przemierzam mile wśród nawrotów wielu,
Choć wiem, że nic mię nie czeka przy końcu,
Że to jest podróż bez kresu, bez celu.

Lecz się nie czuję w tej drodze samotny,
Bo gdy przed słońcem przymknę swoje oczy,
Słyszę jak przy mnie po skrzypiącym żwirze
Ktoś bardzo bliski równym krokiem kroczy.

To moje myśli, to moje wspomnienia,
To tajemnice ukrywane skrycie —
Białą aleją i tam i z powrotem
Idzie wraz ze mną całe moje życie.

Gdy wejdę w słońce, to co było piękne
Raz jeszcze w duszy blask swój wypromienia.
To znów się jawi, to co było liche,
Gdy w mej alei wejdę w smugę cienia.

Czy potępiony mam być tylko za to,
Że jestem słaby, że człowiekiem jestem?
Moja aleja, choć wszystko wie o mnie,
Wita mię zawsze lip cichym szelestem.

I choć dotarła, tak jak nikt na świecie,
Do ostatecznych mego serca głębin,
Śmieje się do mnie złotem swego słońca
I koralami swych krasnych jarzębin.

Czytaj dalej: Chciałbym mieć mały sklepik z zabawkami - Henryk Zbierzchowski

Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.