Człowieku szary, mały, bezimienny,
Wprzągnięty w koło wieczystej niedoli,
Który ze łzami zjadasz chleb codzienny,
Ażeby trochę oszczędzić na soli!
Który usuwasz się w cień powolutku,
Który się czujesz jak zbędny rekwizyt,
Który w swym domu nie masz innych wizyt
Prócz komornika, zgryzoty i smutku!
Dla ciebie oto wiersz dzisiejszy piszę,
Najwyższe tony zwolniwszy z uwięzi,
By gorzkich dumań twych rozdzwonił ciszę,
Jak ptak co śpiewa rankiem na gałęzi.
Dla ciebiem farby najpiękniejsze złowił
Złotemu słońcu na nieba błękicie,
Abym raz jeden choć rozbrylantowił
To twoje szare, beznadziejne życie.
I dożył tego, o czym serce marzy,
Które odczuwa tak bliźnich niedole,
By złoty uśmiech zalśnił na twej twarzy,
Jako źdźbło słomy lśni w ciemnej stodole.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.