I.
Przed mojem okiem piękna okolica,
Na widnokręgu rzucone półkole;
Dzień gasnął zwolna, a promień księżyca
Oświecał wzgórza i wzniosłe topole.
Pośród topoli — dworek czerwienieje,
W nim moje szczęście, w nim mój skarb jedyny,
Moje pamiątki i moje nadzieje,
Złożyłem w sercu kochanej dziewczyny.
Z smutkiem żegnałem sny moje zwodnicze,
Miejsca mych zabaw, ustronia wieśniacze,
Żegnałem lubą, z nią świata słodycze,
Bo nie tak prędko znowu ich zobaczę.
II.
Słychać ton jakiś!... lecz pieśń nie wesoła
W tęsknej i smętnej jak myśl moja, nucie,
Gdy sercu brakło pociechy anioła,
Jakże niemiłe budziła uczucie.
I łza boleści spadła na jagodę,
Łza — co już dawno w mem oku nie była;
Bom sobie wspomniał te dni moje młode,
Które mgła ciemna na długo zakryła.
Wspomniałem miejsca, gdzie czas płynął mile,
Gdym dłoń jej ściskał, uściśnięty wzajem;
Gdybym miał w życiu drugą taką chwilę,
Wzgardziłbym niebem i poetów rajem.
III.
Wspomniałem!... ależ tych wspomnień tak wiele
Plączą się, mącą i giną w oddali;
Moja kochanka, moi przyjaciele,
Przypomnąż sobie, że mnie kiedyś znali?...
Może przypomną, ... odemkną podwoje
Z czuciem, na które czcza się grzeczność sili;
Przetrwam nieszczęścia, ale serce moje,
Nigdyby takiej nie przeżyło chwili.
Lecz już głos trąbki, do drogi znak daje;
Znikają wzgórza, dworek, szczyt topoli,
Wszystko co miłe za mną się zostaje,
Przedemną — obraz smutku i niedoli.