Spostrzegłszy bladość, którą już katusze
Śmierć zwiastowały w całej mej postawie,
Litością zdjęta, raczyłaś łaskawie
Spojrzeć, czem we mnie zatrzymałaś duszę.
Więc że mi jeszcze życia śmierć nie bierze,
Twoich to oczu, co spojrzały w porę,
Wdzięczna jest sprawa; a ja, pomny o niej,
Widocznie z rąk twych istność moją biorę,
I jestem niby twe domowe źwierzę,
Które się pann swojemu nie broni —
I serce moje trzymasz w twojej dłoni —
A jak tak wdzięczny jestem twej opiece.
Że radbym sobą nie być — tak dalece
Twą wolę wszelką kochać chcę i muszę! —