Niegdyś przed wielu, wielu laty
W królestwie nad mórz pianą,
Żyła dzieweczka którą znałem
Annabel Lee ją zwano.
Dzieweczka z kraju ponad morzem,
W Królestwie nad mórz pianą,
Żyła tem tylko że mnie kocha
I tem że jest kochaną.
Byliśmy dziećmi ja i ona,
W onem królestwie nad mórz pianą
A miłowaliśmy się miłością
Nad miłość innym daną.
A miłowaliśmy się miłością,
Ja, z moją Annabel Lee,
O jakiej chyba, uskrzydlony
Rój Serafinów śni.
I z tej to właśnie, z tej przyczyny
W królestwie nad mórz pianą,
Wicher napędził kłąb chmur siny
W królestwie nad mórz pianą.
I jak Serafin lodowaty
W mroźne odziany mgły,
Do zimnej wtrącił ją mogiły
Ją! moją Annabel Lee.
Bo tam, w królestwie nad mórz pianą
Każde to dziecko wie,
Że zazdrościły Serafiny
Annabel Lee i mnie.
I że dla tego wichry mroźne
W chmurne odziane mgły
Zabiły ją
Zmroziły ją...
Piękną mą Annabel Lee.
***
Lecz w naszej miłości choć była dziecięcą
Tak silnych uroków moc tkwi
Żeśmy się kochali i lepiej i więcej
Niż starsi i mędrsi niż my...
Niż mędrsi i starsi niż my...
I nigdy anioły co w niebie królują
Ni czarnych demonów rój zły,
Nie mogły oderwać jej duszy od mojej
Ni mojej od Annabel Lee.
I dziś skoro drżąca srebrzystość miesiąca
I gwiazd pozłocistych rój lśni,
Śnię o niej i czuję na sobie płonące
Jej oczy. Mej Annabel Lee.
I co noc w snów bieli, wśród srebrnej topieli
Spoczywam z nią razem na zimnej pościeli
Tam w jej królestwie nad mórz pianą
Tam w jej mogile pod mórz pianą...