Potwarcom pieśni

Autor:

Wy się śmiejecie z uroków i cudów,
Wy się śmiejecie z fantazyi polotów,
Z mistrzów poezyi, z przedniej straży ludów
Czyniąc Orlandów albo Don Kiszotów;
Pieśń, która serca wśród życiowych trudów
Strzegła od bólu i od zwątpień grotów,
Co wiodła duchy pod tarcz słońca złotą,
Z sfer ideału chcecie zepchnąć w błoto?

Chcecie ją w błoto zepchnąć i pokalać,
I archanielskich pozbawić ją skrzydeł:
Serc nie powinna wiarą dziś ostalać,
Ani słonecznych tworzyć malowideł,
Ani nad głodem duchów się użalać,
Karmiąc je chlebem tęczowych mamideł, —
Niech ona świata nie czyni piękniejszym,
Niech żyje bytem ludzkim... i dzisiejszym!

Niech żyje bytem dzisiejszym?! Więc chcecie
W strofach pieśniarzy słyszeć nerwów granie,
Najbrutalniejsze zmysłowe zamiecie,
Najszlachetniejszych porywów konanie,
W tych dziwnych pieśniach wszystko to znajdziecie,
Co najbrudniejsze wydają otchłanie,
Wszystko, co dzisiaj ludzkim duchem miota —
Władzę niewiary i gorączkę złota...

Pod czaszką gniazda znajdziecie wężowe,
W półtrupich piersiach chłodną lodu bryłę, —
Dziś tłum nie patrzy w stropy lazurowe,
Zgniłe ma żądze i myśli ma zgniłe;
On nie wie, kędy jego drogi nowe,
Skąd ma nadzieję, skąd ma czerpać siłę,
I gwiazd już swoich nie szuka na niebie —
On stracił wiarę i w Boga i w siebie!

Więc o czem śpiewać?... O tym nędznym tłumie,
Co zda się z nerwów zlepionym i z kału?
Co, tracąc zmysły w orgii duchów szumie,
Drwi z epopei piękna i zapału?
Co już samego siebie nie rozumie,
W przepaść nicości zstępując po mału?...

Więc o czem śpiewać? O zgniliźnie bytu?
O żądz przesycie lub żądz rozbestwieniu?
O zmroku nocy bez nadziei świtu?
O hańbie duchów i serc potępieniu?
O tym chaosie, pełnym jęku, zgrzytu,
Co z blasków powstał, a nurza się w cieniu?
Co upodleniem skończy się i gniciem,
A dziś ludzkości światem jest i życiem?!

O, nie! Pieśń winna czystą być i jasną,
Winna być ludów wieszczką i mistrzynią,
Wypiękniać duchy swą pięknością własną
(Tak blaski słońca nawet z błotem czynią);
Miłość i wiara nigdy w niej nie gasną,
A dom jej nie jest kramem, lecz świątynią;
Ona byt ziemski wznosi i uświetnia
I nie poniża — ale uszlachetnia…

Pieśni nie wolno tarzać po kałużach,
Jak nie podobna orła zmienić w żmiję.
W życiowych smutkach i w życiowych burzach,
Gdy serca stygną, gdy zmrok niebo kryje,
Niech ona śpiewa o majowych różach,
Niech ona wianki z wonnych kwiatów wije,
Niech wiosennemi barwy świat obleka,
Choć zima blizka... choć wiosna daleka...

Dzisiaj, gdy wszyscy prawie zapomnieli
O krajach marzeń, uniesień i złudzeń,
Niechaj pieśń spłynie w swej dziewiczej bieli,
Niech tłum oczyści z duchowych obrudzeń,
Niech serca wskrzesi i myśl wyanieli,
I da sen złoty... choćby bez przebudzeń,
Niech świat ukaże w barw tęczowych ramie,
Niech ona kłamie — lecz szlachetnie kłamie...

A jeśli chcecie, by inaczej śpiewać,
By schlebiać czerni zgłupiałej i nizkiej,
By jadem bryzgać i błoto rozlewać,
I czystych natchnień gasić złote błyski,
I w arlekinów szaty się odziewać,
I mieć dla podłych sprzedajne uściski —
Gdy tego chcecie... trzeba wam pieśniarzy
Z przegniłą piersią i z hańbą na twarzy...

Bo tych, co wierzą w kapłaństwo śpiewaków,
Co nad chwilowe wyżsi są zamiecie,
Tych wam nie ściągnąć z napowietrznych szlaków,
Tych wam nie ujrzeć w innym niż ich świecie;
Wy do pełzania lotu orlich ptaków
I do swej woli nigdy nie nagniecie,
I nie zmienicie w własnych bóstw bluźnierce -
Chyba wprzód mózg im wydrzecie i serce.

Czytaj dalej: Orlątko - Artur Oppman

Źródło: Pieśni, Artur Oppman, 1894.