Gołębie

Autor:

Nad kościołem katedralnym
Śnieżnobiałe ptaki lecą,
Jak gwiazd deszczem lśnią nawalnym,
Jak liljami błękit kwiecą.

To się w lotną chmurkę wedrą,
To mknie w słońce rój skrzydlaty —
I wirują nad katedrą,
Jakby żywe poematy.

 Miłe te ptaki, sielankowy symbol czułej i tkliwej miłości, uwiecznione w sentymentalnych sztambuchach, w których, trzymając w dziobku serce przebite strzałą, wzruszały do łez nasze ampirowe prababki, upodobały sobie szczególnie dzielnicę staromiejską. Na kościele świętojańskim i na dzwonnicy obocznej gruchają całe ich stada, a potem, jak srebrzyste płatki śniegu, spadają na cichy placyk Kanonji. W złoty i purpurowy odwieczerz, kiedy w oknach kamienic prastarych krwawią się ostatnie blaski zachodzącego słońca, na rynku staromiejskim spacerują poważnie, i nie płoszy ich ani krzyk rozbawionych dzieci, ani wrzaskliwe rozmowy kumoszek, ani nawet turkot zrzadka tu zajeżdżających dorożek.

A gdy dzwonią Anioł Pański,
Gdy gwar miasta mrze na mgnienie
Na ulicy Świętojańskiej
Przelatują jak marzenie.

Białem stadem roztęsknionen:
Do dzwonniczych płyną pował
I tak krążą ponad dzwonem,
Jakby dzwon ich oczarował.

 Na Freta, wpobliżu kościołów Paulinów i Dominikanów, jest również ulubiona ich stacja. Obsiadają wysmukłe wieżyce świątynne, girlandą otaczają posąg Najświętszej Panny, a często otwartemi oknami wpływają do wnętrza przybytków i pod sklepieniem przesuwają się po gzemsach cicho i bezszelestnie, jakby świadome, że to dom Boży.
 Znają je mieszkańcy okoliczni i nie czynią im krzywdy; przepadają zaś za niemi panienki o wezbranych uczuciem serduszkach i — dla kontrastu — z wygasłem sercem emeryci.

Punkt dwunasta. Dzień słoneczny
Iskierkami złota prószy,
Stoi sobie dziad odwieczny
I gołąbkom bułkę kruszy.

A tuż obok trzpiot panienka
Jest dziadowi za sąsiadkę,
I milutka biała ręka
Ciska ptaszkom — czekoladkę...

 Ale mają gołębie i wrogów. Oprócz jastrzębi, które polują na nie dość często, są inni jeszcze ich łowcy i gwałciciele gołębiej swobody.
 Są to tak zwani „gołębiarze“. Gołębiarz jest to człowiek płci męskiej od lat 12-u do 60-ciu, o niczem innem nie myślący, jak tylko o gołębiach. Zna on wszystkie, najróżniejsze ich odmiany i nazwy, cały zaś dzień bezmała przesiaduje na dachu, wabiąc szmatą, osadzoną na długiej tyce, poetyczne, ale nie najmądrzejsze ptaki.

A gdy da się wziąć niebożę,
Kiedy zamknąć się pozwoli,
Święty Boże nie pomoże —
Już on teraz jak w niewoli.

Podobieństwa ani trochy
Do chwil szczęsnych, które zmienił, —
Właśnie jak ten młodzian płochy,
Co to „wziął się“ — i ożenił...

Czytaj dalej: Orlątko - Artur Oppman