Żem niósł zbyt nieostrożnie swoje serce w świat,
Przetom dziś ukarany... Żem go nie krył ślepy,
Ale żem je wystawiał na ludzkie oszczepy,
Rozbiło mi je życie, jak pszenicę grad.
Jak obłąkaniec piłem każdy życia jad,
I skarb mój roztrzaskałem wszystek na czerepy:
Rozwiałem go na chmury, wichry i wertepy —
I widzę, że sam sobie byłem zawsze kat.
Gdzież serca mego żywy nie pozostał ślad?
Lub jego cień w osłonie tajemniczej krepy?
Jakież mię nie nęciły widma? jakie lepy?
Czy zdołam zebrać szczęty, by ujść nowych zdrad?
Ożywić zeschłe drzewo wiosennymi szczepy,
By w duszy mej się nowy zazielenił sad?