A iż cię nie opuszczę aż do śmierci!

Był ślub. Goście weselni weszli do kościoła,
Mając uśmiech na ustach i pogodne czoła.
»Młoducha« z drużbą »pierwszym«, »młody« z drużką »pierwszą«,
Za nimi weselnicy suną falą szerszą.
»Pan młody« uśmiechnięty wesoło, »rzetelny«,
Lecz ten uśmiech ust jego niemile bezczelny.
Pani młoda tak smutna, taka łzawa, blada,
Cała postać jej mówi: ach biada mi, biada!
Idzie jak męczennica na śmierć prowadzona,
Tyraństwem, okrucieństwem rodziców zmuszona.
Idzie brać ślub z tym, co go z duszy nienawidzi,
Nie kocha go, nie będzie nigdy, nim się brzydzi.
Przysięgnie mu ze sercem rozdartem na ćwierci,
»A iż cię nie opuszczę aż do samej śmierci!«
A wyrzeknie się tego, co kocha nad życie,
Ach biedne, biedne takich rodziców jest dziecię,
Co za garść złota, srebra lub za skibę ziemi,
Dzieci na całe życie czynią nieszczęsnemi.
Bo miłość pierwsza w sercu, prawdziwa i szczera,
Dla istoty kochanej nigdy nie zamiera...

Czytaj dalej: Wiosna (Po smutnej zimie, przyszła nam wiosna) - Antoni Kucharczyk