Dziecina płakała,
Że powoli rośnie,
Że czas swój marniała
Przy książce, przy krośnie.
Wyrosła dziewonka.
Czegóż jéj nie staje?
Czy może pierścionka?
Tak się niby zdaje.
Tak jak gdyby w słowie
Zdradnie podsłuchaném,
Przybyli z młodzianem
Swaty i drużbowie.
I kosy spuszczone,
Spadł wianek na stronę;
Nadobna niewiastka
Kochana, szczęśliwa;
Jednak czegoś zbywa,
Bo gdzieś niby gwiazdka
Nadziei zatlała
Drży i płonie cała.
Stało jéj się zadość
Szczęście, rozkosz, radość;
Stokrotne uściski,
Stokrotna pociecha,
Aniołek z kołyski
Mamie się uśmiecha.
A potém? a potém?
Jak z każdym żywotem
Prąd zwrotny, odwrotny
Któż kiedy policzy
Szczęścia uśmiech lotny
I krople goryczy,
Któremi los splata
Godziny, dnie, lata!
Lecz chwile dziecinne,
Gwiazdeczki rodzinne,
Jak pamiątki święte
Żyć będą w miłości
Śród serca zamknięte.
Bo czémbądź w przyszłości,
Na tym naszym świecie
Dotknie wola Boża,
Zawsze w życiu przecie
Najpiękniejsza zorza.