I nie doszło do moich ze szczęściem zaślubin,
Pierś mi pękła, choć była z damasceńskiej stali,
A serce mi przedwcześnie ludzie podeptali,
To serce moje świetne, błyszczące jak rubin.
Nawet pani mej duszy, ten jasny cherubin,
Gdy spostrzegła, że tonę wśród życiowej fali,
Nie dała mi już spijać miodu z ust korali,
Ani pieścić swych włosów, pachnących jak łubin.
Odeszła precz — i wszyscy odeszli ode mnie
Towarzysze radości, druhowie najszczersi,
Bo się przelękli moich zakrwawionych piersi, —
Ale ja dumny przejdę przez męki i ciemnie
Samotnych godzin ku zmierzchom rozpaczy,
Lecz żebrzącego łaski nikt mnie nie zobaczy!