O, rześkie, chłodne tchnienia srebrnej letniej nocy
Zwilżcie blade me usta cierpieniem spieczone,
Niech wszystkie wasze rosy w pierś swą dzisiaj wchłonę,
Niech nabiorę do walki otuchy i mocy.
Po rozdrożach się błąka wciąż mój duch sierocy,
A dokąd pójdzie, w jaką się obróci stronę,
Los wytrzeszcza ku niemu ślepia zakrwawione,
Podzwaniając mu pieśnią smutku i przemocy.
O, rześkie, chłodne tchnienia zwilżcie ros napojem
Moje serce, co z wolna usycha i więdnie,
W światy złotych pamiątek wpatrzone obłędnie
I otulcie je ciszą mgielną i spokojem,
Który noc ta srebrzysta wokół rozprzestrzenia
I dajcie mu choć jedną chwilę zapomnienia.