I.
Mieć Cię w objęciach chociaż przez noc jedną,
Drżącą, omdlałą z rozkoszy nadmiaru,
Z twych ust płomiennych kwitnącego żaru
Skraść wszystkie róże, nim w przedświtach zbledną!
Mieć Cię!... Twych ramion królewskie marmury
Obnażyć z szaty chociażby przemocą,
Niechaj mi bielą przecudną migocą,
Niechaj mi pachną kwiecianemi sznury.
Mieć Cię!... Do nóg Ci upaść nieprzytomnie,
Wszczepić się ogniem w twych bioder kształt miękki,
Patrzeć, jak gniesz się, jak śmiejesz się do mnie
Śmiechem pragnienia, rozkoszy i męki,
Jak w twarz mi rzucasz pieszczotne przekleństwa,
Dumna z mojego szału i zwycięstwa!
I.
Mam Cię!... Na matach z ciemnego szkarłatu
Leżysz, piękniejsza niż bóstwa Hellady,
Twych włosów złote rozbłysły kaskady,
Tors woniejący i oczy z bławatu.
Gniesz i rozprężasz swe przegibne ciało,
Żaru całunków i pieszczot spragniona,
Zaraz Cię chwycę w żelazne ramiona,
By w pieśń rozkoszy przetopić Cię całą.
Chwila!... Błysk jeden!... Wyciągam swe ręce,
Dotykam piersi!... Serce mi kołata!...
Pohańbię!... Skalam twe lilje dziewczęce!
O, przebóg!... Co to?... Jakiś szum dolata, —
Szum moich borów i szum zbóż daleki...
Pozwól mi odejść!... Odejść stąd na wieki!...