Excelsior!

Na glo­bie rzu­co­nym w wszech­świe­cie bez gra­nic
Ludz­kie­go ple­mie­nia garść drze się pod górę,
A cho­ciaż ich za­pał, trud, wal­ki są za nic,
Choć słoń­ca przy­szło­ści nie wi­dać przez chmu­rę,
Wo­ła­ją, wes­tchnie­nie stłu­miw­szy po­nu­re:
 Excel­sior!

Przez wie­ki, przez wie­ków ty­sią­ce tak idą,
Źre­ni­ce spra­gnio­ne swe wbiw­szy w prze­stwo­rze.
Gdy pio­run ro­ze­drze chmur płasz­cze swą dzi­dą,
Im zda się, że bły­sły przed­świ­tu już zo­rze —
I krzyk znów, choć co­raz strasz­liw­sze nędz mo­rze:
 Excel­sior!

A cza­sem, gdy na­zbyt już dłu­go noc czar­na,
Gdy co­raz już sła­biej na­dziei skra świ­ta,
Wąt­pli­wość się bu­dzi roz­pa­czą cię­żar­na,
I wyje ród ludz­ki, i szlo­cha, i zgrzy­ta...
A jed­nak na­dzie­ja wciąż pcha go ukry­ta
 Excel­sior!

Gdzie idą, nie wie­dzą, a »wy­żej!« wo­ła­ją,
Z po­stę­pu sztan­da­rem w dal bie­gną za­mglo­ną
I wie­rzą, choć wąt­pią... Gdy z całą tą zgra­ją
W pył zie­mi scho­rza­łe roz­sy­pie się łono,
Jak gwiaz­dy ich my­śli w błę­ki­tach za­pło­ną:
 Excel­sior!

W naj­głęb­szych taj­ni­kach serc ludz­kich ukry­ty
Ten po­pęd do wia­ry, uf­no­ści, na­dziei;
Choć świad­czą im zmierz­chy i po nich znów świ­ty,
I bla­ski wio­sen­ne po śnież­nej za­wiei, —
Nie wie­rzą, że bie­gną w obłęd­nej ko­lei — —
 Excel­sior!

Nie wie­rzą w naj­cięż­szem ży­wo­ta roz­bi­ciu,
Że kół­kiem są tyl­ko po­słusz­nem w ma­szy­nie,
Nie wie­rzą, że pro­chem bez­wol­nym są w ży­ciu,
Że idą, iść mu­szą, gdzie los na nich ski­nie.
Nie wie­rzą, że krzyk ten bez śla­du prze­mi­nie:
 Excel­sior!

Szczę­śli­wi po trzy­kroć! Ina­czej by czasz­ki
W roz­pa­czy sza­lo­nej trza­ska­li o ska­ły,
Nikt znieść by nie zdo­łał złej lo­sów igrasz­ki —
I tłu­my by całe z roz­ko­szą ko­na­ły.
Śmierć tyl­ko krzyk zgłu­szy uf­no­ścią na­brzmia­ły:
 Excel­sior!

Czy­taj da­lej: W snach - Zenon Przesmycki