Kiedy mi smutno, gdy mię ból pali
Goryczy łzą, — podnoszę oczy,
Kędy na cichej błękitów fali
Przez wieńce gwiazd księżyc się toczy.
Gonię za jego zimnem obliczem,
Zazdroszczę mu spokoju, ciszy,
Pragnę nie cieszyć się nigdy, niczem,
Nie boleć, żyć, gdzie nikt nie słyszy
Głosu mojego, łez mych nie widzi,
Prócz srebrnych gwiazd, słońca promieni,
Gdzie nikt nie kocha — i nikt nie szydzi.
Gdzie serce me w głaz się zamieni.
A wtedy zimno przejdę przez życie,
Na radość, ból — z kamiennem sercem,
Na tamten świat się wyniosę skrycie,
Porośnie grób darni kobiercem,
Zapomną o mnie — i tylko czasem
Na grobie mym wicher zapląsa
I, by mię głębiej ukryć, z hałasem
Z pożółkłych drzew liści nastrząsa.