I.
Między Beskid a Tatry, w rozległej dolinie
Jak młody góral, co legł nad rodzinnym zdrojem,
Nowy Targ się rozłożył, chat drewnianych strojem,
Ginie już Babia góra, cały Beskid ginie!...
Biały Dunajec z Czarnym, jak dwie dusze młode
Tu się zlały, i pędzą z zapałem młodości,
Choć odległe ich źródła jeden cel w przyszłości,
A okiem czytam na dnie przez fal modrą wodę...
Dalej! dalej wędrowcze! tam wstaje przed tobą
Nowy świat!... czy świątynia — to z kopuł milionem,
Co w śnieżne piramidy, tęsknią za gwiazd tronem,
I za słońcem, ssąc chmury, kwefią się żałobą?...
Ha! czy to mur Tytanów na Jowisza wroga?...
Polska duszo! to Tatry —
Arcydzieło — Boga!...
II.
Patrz ten chaos!... jak wielki pożar całej ziemi
Skamieniały od razu, w granity bez miary,
Pną się czubami szczytów — jak Babelu mary,
Zdrój światła je oblewa, strugi srebrzystymi...
Tam szeregiem za sobą — bieżą lekkie białe,
Jak gdyby się już chciały oderwać od ziemi,
A Łomnica królowa hetmani nad niemi,
W wieńcu chmur i piorunów ma czoło zsiwiałe!...
Tam Murań się wychyla z swych wirchów drużyną,
Na błękitach się śnieżne prześcigają szczyty,
Pierś ich jęczy borami, z serc ich zdroje płyną,
Aż w górze naga skała rozdziera błękity!...
I piorun im koroną — na echa miliony,
Bo na ziemi dla skroni ich — nie ma korony!...