Matuszewicz w Trokach

Autor:

Precz Iwan Mekita!
Broń nasza nabita —
Strach na nieboraka. 
Rajnold Suchodolski

Rośnie jelnik, a tuż za nim
Leżą stare Troki.
 Dudnią mosty przed powstaniem,
 Tętni trakt szeroki.      

Matuszewicz z Owsianiszek,
I Tur z pod Olity,
 I Seńkowski z Górnych Szyszek,
 Wpadli na trakt bity.      

Spostrzegł czerkies hufiec w biegu,
Znać do miasta daje, —
 Krzyknął, strzelił, a w szeregu
 Moskal w rynku staje.      

Matuszewicz wpadł na czele, —
Pięćset jegrów zbladło;
 Wpadł, dowódcę pod koń ściele,
 Pięćset jegrów padło:       

Padli plackiem na kolana,
I o pardon proszą
 I pokornie do nóg pana
 Karabiny znoszą.       

„Wszak-to, bracia, się udało!
— Rzekł wódz do powstańców —
 „Tylko żwawo! tylko śmiało!
 „A nabierzem rańców.      

„Teraz trzeba pójść do grodu.
„Przypnijcie kokardy!
 „I wy, dzieci! już za młodu
 „Żywcie umysł twardy.“      

Żwawo chłopcy poskoczyli, —
Jęli orły[8] zrywać,
 Stos nakładać jednej chwili,
 I przy stosie śpiewać.      

Na odwachu z ruską bronią
Chodzą już powstańcy,
 Chłopcy w rynku żydów gonią,
 A pod strażą brańcy.      

„Co też wódz tam robi w grodzie?“
— „To dziwne pytanie!

 Radzi z szlachtą o Narodzie,
 Bo to nie żart, panie!       

Pewnie dziś po wszystkiej Litwie
Poobsyła druki,
 I Moskali w jednej bitwie
 Wyrżnie co do sztuki.“       

„Co tam Wać o drukach baje!"
— Szołejko zaprzeczy —
 „Czyż ważniejszych niema rzeczy,
 „Niż się waści zdaje?       

„On Żmudzinom rad udziela,
„— Bo wojują, słyszę —

 „I do Pana Lelewela
 „Jakieś listy pisze.“       

Gdy tak radzą, w sądzie grodzkim
Matuszewicz stoi;
 Skłonił głowę Panom Trockim
 I rzekł: „Bracia moi!       

„Gdyśmy dzisiaj, sercem śmiałem,
„Przypięli te wstęgi,
 „Poszukajcie w grodzie całym
 Jak najstarszej księgi;       

„Trzeba wpisać w księgi stare,
„I na łbach Moskali
 „Dzień dzisiejszy, by miał wiarę,
 „By go pamiętali.       

„Policmajstra mi przystawcie,
„I cnych jego braci,
 „Tylko długo się nie bawcie,
 „Bo to się czas traci.“       

Z brzękiem szabel, z wrzaskiem, szumem
Szlachta się rozbiegła,
 Policmajstra dworzec tłumem
 Jak basztę obległa:       

„Hej, sprawniku! hej, naczelny!
Gdzie-żeś nam się podział?
 Wszak-to dzisiaj dzień tabelny,
 Czyś już mundur odział?      

Wiemy, żeś się zawsze padał,
Chciałeś bunt wysysać, —
 Bóg ci szczęsną chwilę nadał,
 Możesz wszystkich spisać.       

Wyłaź, ustrój się w ordery,
Wszak-to ci się godzi?
 Chodź do Pana, sługo szczery,
 Chodź, on cię nagrodzi.“       

Szpiegów pierzchła gdzieś hałastra:
Powstańcy nie bawią,
 Wiodą duchem policmajstra
 I przed Wodzem stawią.       

„Policmajstrze! słyszysz, wraże?“
— Słyszę, Panie! słyszę! —
 „To pisz w księgę, co ja każę!“
 Policmajster pisze:       

W dzień świętego Saturnina,
Z Warszawy, wieczorem,
 Wypędzono Moskwicina
 Z całym jego dworem.       

Gdy to zaszło, Naród cały
W Koronie się wzburzył:
 Sejm zwołano dla uchwały,
 A Sejm praw swych użył.       

Dał ludowi oręż rdzawy,
Wezwał polskie kraje;

 A dziś dowód wspólnej sprawy
 Tutaj Litwa daje.       

Dziś Troczanów prysły pęta,
I krew wrogów piją;
 A więc, bracia! — niech nam żyją
 Narodowe Święta!!!       

Wiwat dzielność polskiej szabli!
Wiwat Trzeci Maja!!!
 „Pisz, bo cię tu porwą djabli!
 „niema mikołaja!!!       

„Dość! — Niech wiedzą, co się święci!
„Niech w dzwony zadzwonią!
 „Gdzie jest pieczęć!“ — Ha, pieczęci
 Nie było z Pogonią.      

Toć i na to znajdziem radę, —
„Dobywam pałasza,
 „I guz szabli na lak kładę;
 „Bo to pieczęć nasza!“ —       

Rzekł — podpisał, podpisali,
Podpili, podjedli.
 „Na koń! na koń!“ żwawo siedli,
 I daléj, a daléj. —       

Czytaj dalej: Na jesieni - Wincenty Pol