Stał, jak cyklop, przedemną bladym, wątłym, cichym.
Fabryczne piekło przy nas dzikim chórem grzmiało,
A metal, prągając ludzkim cieniom lichym,
Z czarnej gardzieli pieców buchał lawą białą.
Stał, jak cyklop, i mówił wstrząsając prawicą:
— Oto nasze zapasy! oto dzieła nasze!
My przed ludźmi nie kwilim, jak zranione ptaszę,
Ani ich olśniewamy rymów błyskawicą;
Purpura nas nie zdobi, ni wawrzynu liście,
Na skroń wzięliśmy tylko blade perły potu,
A pieśń nasza z żelaza, płonąca ogniście,
Grzmi, jak piorun, skandówką fabrycznego młotu.—
Gdy dla was ma przyroda tylko słodkie czary,
Tylko dźwięki płynące melodyjną strligą,
Myśmy się z nią, jak chłopy, ujęli za bary,
I w twarde jarzmo wprzągłszy, uczynili sługą.
Czy widzisz, jak pod młotem ta bezkształtna bryła
Miota się, skrami parska, groźnie, jak wąż, syczy?
Weź lutnię, ze strun dobądź pieśń pełną słodyczy,
I sprobuj, czyją zaklnie pustych dźwięków siła?..
Czemże są wasze marne z widziadłami boje
Przy walkach z tą materją bezduszną, a wściekłą?
Wy znacie tylko głupie nerwów niepokoje,
Nami wstrząsa, jak trzciną, całe ziemskie piekło.
Kiedy słońce przyszłości nad ziemią zaświeci,
Gdy wstaną męże biali z pośród czerni gminu,
Lud wytrąci wam berło, książkowi poeci!
I wawrzynem uwieńczy nas — poetów czynu!
Skończył — i wraz mu wszystkie przytaknęły młoty.
A ja rzekłem:
— Nie bluźnij ni pieśniom, ni księdze!
Bo w księgach drzemią czyny, jak w chmurach grom złoty.
A z pieśni płynie balsam na światowe nędze.
W kotle życia wrą społem metalów tysiące,
Boskość topi się z grzechem, szał dziki z nadzieją,
A wieszcze nad nim chylą czoła siwiejące,
I z wrzątku ognistego chłodne strofy leją.
Cicha cela poety pustą ci się zdaje,
A jednak, w nocnym mroku i w ogniach południa,
Tłum powietrznych postaci z gwarem ją zaludnia:
Białe pulki aniołów i szatanów zgraje.
Przed wieszczem stają widma z piersią zakrwawioną,
I topią w jego licach wzrok błyszczący łzami;
Wskazują na skroń bladą i na krwawo łono,
I jęczą: — „Sędziom duchów poskarż się za nami“!..
Upiór przed nim potrząsa ramieniem bez ciała.
I błaga, jakby groził; „Pomsty na morderce!“
A biały trup dzieweczki, co nazbyt kochała,
W milczeniu na rozdarte pokazuje serce.
Rój dziecięcych duszyczek, niby ptaków stado,
Żałośliwem kwileniem napełnia komnatę,
I suną zwolna starce, z twarzą trupio-bladą,
Na ostatnią swych złudzeń skarżąc mu się stratę.
Wieszcz rozmyśla, a przed nim ciągnie orszak chmurny,
Jak armja, co przegrała ciężką życia bitwę,
I w cichą jego dusze — rzuca, jak do urny,
Ból swój i złorzeczenia, klątwy i modlitwę.
Ty szydzisz z walk duchowych? a cóż świat porusza,
Jeśli nie wola tłumów zlana w wieszcza wolę!
Ty dzielisz pieśń od czynu? wspomnij Tyrteusza,
Za którym lud lawiną potoczył się w pole!
Bohaterów pieśń tworzy i unieśmiertelnia...
W dłonie mężów miecz wciska, laur kładzie na głowy,
I kreśli pierwszy zarys społecznej budowy,
Którą kończy powszednich pracowników kielnia.
Pieśń nie jest gołębicą, która słodko grucha
Gdy jej dobrze, a cierpiąc, równie słodko kwili —
Idzie ona do boju jako szermierz ducha,
A nigdy i przed nikim czoła nie uchyli.
Wskazujesz mi twych braci czoła uznojone?
Mówisz, że wrzący metal ciemnem piętnem plami?
Spojrzyj: na skronie wieszczów świat wcisnął koronę,
Z pod której krew żywemi spływa rubinami!
Kiedy wschodzi nad ziemią wieszczych natchnień tęcza,
Ten, który ją rozpalił, w zapomnieniu ginie —
Bo ludzkość swe proroki od wieków umęcza,
I laurom rość pozwala na grobach jedynie.
A czy wiesz, jak się umysł mroczy chmurą czarną,
I jaka chęć porywa bluźnić dzikim głosem,
Gdy człowiek w bratnie serca rzucił ducha ziarno,
I umiera, niewidząc, by strzeliło kłosem?...
Z jednej stali i pióro i młot wykuwano,
A czy z młotem, czy z lutnią noc życia kto prześni,
Z cnót jedynie zdziałanych osądzą go rano —
Więc księgom nie urągaj! nie urągaj pieśni!
Poezja — jak Bóg — jedna jest i jednakowa;
W niej wszystkich dziel potężnych kiełkują przyczyny;
I próżno-byś przepaścią dzielił czyn od słowa,
Bo w czynach tkwi poezja, a w poezji — czyny!