Kiedy mi młodość lała ogień w żyły,
A dziwne moce w górę mnie wznosiły,
Chcąc się odznaczyć czemś wzniośle zuchwałem —
Przed krzyżem głowy odkrywać nie chciałem.
W tej samej szumnej, tytanowej porze,
Anioł mnie życia zawiódł raz nad morze;
Tam, bezmiernością ruchu i błękitu
Zdumiony — głowę odkryłem z zachwytu.
Dziś, gdy rozważam minione zapały,
Ów czas, gdy silny znaczyło: zuchwały,
Myślę, że tylko pychą dusza chora
Mogła czcić dzieło — nie znać autora.