Nie dał mi Bóg tych wiecznie pałających darów,
Które męża istotę, jej losy, jej narów,
Wnoszą do lubiącego serca krasawicy,
Gdzie; jak gwiazda wśród mrozów dziewiczych i żarów,
Świeci wdzięcznie niebieskiej głębiom okolicy.
Lecz i są to wdzięcznością napełniać się muszę,
Że kilka słów, dźwięk mojej osmutnionej dusze,
Drżącą ręką rzuconych na listek polotny,
Chcesz zachować w książnicy życzliwych Ci osób,
By kiedy rozrzewniły kogo w taki sposób,
W jaki smuci płaczącej wierzby szmer ochotny.
Skrywającej grobnice tego w swoim cieniu:
„Który kochał swobodę, wiek sterał w więzieniu,
Który żył dla miłości i umarł samotny”.