Jestem tutaj, ot, niedbały 
pewnie, że większy od ważki, ale znikomy wobec  
cienkiego dymu, co ma kształt zapałki 
nad malinowym moim domem.  
Za mną, nikłym, słońca pięta  
tropi wiernie i niebiosa 
jak powieka odemknięta  
kuszą smutnie, bym pozostał!  
Próg mnie więzi, zwiera szczęki:  
tylko tutaj - oznajmia - bądź  
jak ja martwy i ciągle niewielki,  
choć we mnie jest jasność i noc;  
nie poradzisz rzeczy zuchwałej,  
kiedy serce trwożliwie kląska,  
zostań, pozwól, niech kocha ciało,  
choć grom jeszcze krwawe ma dziąsła  
i uparcie innym nuci - lulaj; 
lecz ty, popatrz - pogodne światła 
nad planetą w istocie malutką  
zataczają się sennie jak wiatrak.  
Księżyc biały uderza skrzydłem 
i dom jasny, w który patrzysz teraz,  
przywołuje: sen jest twą ojczyzną - 
a najtrudniej sennemu umierać.