Żona
Już to trzecia noc, jako doma nie masz mego,
Jakoż się ja domyślać nie mam czego złego?
Trudno dobrze rozumieć; nie wiem, czym się bawi.
Mocny żołądek, który żal takowy zstrawi.
Przynieś, Testyli, przynieś rzeczy zgotowane,
Niech przynamniej ucieszę tym serce stroskane.
Jeśli chciał z domu biegać, nie żenić się było!
Ja się gryzę i jemu będzie też niemiło.
I ta się nie ucieszy, która mi go psuje.
Kto komu szkodzi, niech się na szkodę gotuje.
Świadczę tobą, księżycu, że mię żal przywodzi
Do tego: zły postępek złym się oddać godzi.
Nie ma do mnie przyczyny. Wziął mię w dobrym domu,
Wziął mię z dobrą pomocą, nie ma ze mnie sromu,
Ma ze mnie gospodynią, ma ze mnie i żonę,
Ma i sługę, a przedsię chęci me wzgardzone.
Przysięgo, mści się nad nim! Kto Boga nie widzi
Nad sobą, nie dziw, że się przyjacielem brzydzi.
Kto Boga nie zna, kto o sumnienie nie stoi,
Niechaj się z piekła kogoś surowszego boi.
Wiem, że to grzech jest wielki, wiem, że wszelkie czary
Szkodliwe, ale żal mój nie ma żadnej miary.
Niech już idzie. Testyli, jużeś się wróciła?
Potrzeba, abyś, co ja rozkażę, czyniła.
Syp to proso na rynkę i nad węglem trzymaj,
W drugiej ręce miej wachlarz i ogień poddymaj,
A przymawiaj: "Jako się proso w rynce puka,
Niechaj tak mojej paniej mąż jej własny szuka".
Przywiedźcie mi do domu męża, możne czary,
Przywiedźcie, bowiem żal mój nie ma żadnej miary!
Dafnis mi serce pali, ja na jego głowę
Palę to ususzone liście jesionowe.
Jako liście spłonęło, ani zostawiło
Popiołu, bodaj się w nim serce tak paliło!
Przywiedźcie mi do domu męża, możne czary,
Przywiedźcie, bowiem żal mój nie ma żadnej miary!
Wosk ten na ogniu topię. Jako się wosk topi,
Jako ziemia mięknieje, kiedy ją deszcz skropi,
Tak on niechaj się poci, tak niechaj topnieje,
A z cnotliwej małżonki niechaj się nie śmieje.
Przywiedźcie mi do domu męża, możne czary,
Przywiedźcie, bowiem żal mój nie ma żadnej miary!
Kręcę wrzeciono. Jako wrzeciono się kręci,
Bodaj go tak kręciły moje szczere chęci,
Bodaj pokoju nie miał, aż się do mnie stawi,
Niech go to we śnie trapi, niech trapi na jawi!
Przywiedźcie mi do domu męża, możne czary,
Przywiedźcie, bowiem żal mój nie ma żadnej miary!
Tę podwijkę trojakim węzłem zawięzuję,
Zawięzuję i warkocz. Niechaj on tak czuje
Myśli swe powiązane; ani ich odplotę,
Aż się pokaje i złą porzuci robotę.
Przywiedźcie mi do domu męża, możne czary,
Przywiedźcie, bowiem żal mój nie ma żadnej miary!
W tym garncu jest niedoperz żywy zalepiony,
Wstaw go na ogień. Jako się on z każdej strony
W garncu piecze, tak się niech piecze serce jego;
Bym mogła, przydałabym ognia piekielnego.
Przywiedźcie mi do domu męża, możne czary,
Przywiedźcie, bowiem żal mój nie ma żadnej miary!
Te zioła, tymi zioły wiedmą się zstawała
I oknem na ożogu precz wylatywała
Sąsiada moja Baucys. Pal te wszytkie zioła:
Jeśli jednemu wytrwa, wszystkim nie wydoła.
Przywiedźcie mi do domu męża, możne czary,
Przywiedźcie, bowiem żal mój nie ma żadnej miary!
Mam facelit od niego. Jeszczem panną była,
Tańcował ze mną, głowa mu się zapociła;
Otarszy rzucił na mię, został tak nie prany;
Uczynię mu, że z niego pocieką pijany.
Przywiedźcie mi do domu męża, możne czary,
Przywiedźcie, bowiem żal mój nie ma żadnej miary!
Warz kaszę na podołku. Dobra się rzecz zstała,
Bez ognia na podołku kasza nam wezwrzała.
Biegać mu...
Czy się mylę? Psi około płota
Szczekają i ktoś bije jakoby we wrota.
Folguj z tą kaszą, folguj, psi szczekać przestali,
On jest, koniecznie on jest, węchem go poznali.
Będzie lepszy karany. Witać się go godzi,
Ale mu kęs wytrwajmy, aże się ochłodzi.
Zbiegał się, dobrze tak nań, kto nie chce po woli
Czynić, co nań przystoi, musi po niewoli.
Jeszcze ognia nie zgaszaj. Jeszcze, możne czary,
Pomóżcie mi, niech mój żal nie będzie bez kary!
Pal te żyły, a mów tak: "Kurczycie się, żyły,
Bodaj się tej łotryni członki tak kurczyły,
Jako się ta nieboga w sercu swym skurczyła,
Której ona własnego męża omamiła".
Pomóżcie mi krzywdy mej mścić się, możne czary,
Pomóżcie, niechaj mój żal nie będzie bez kary!
Wlecz tę szmatę przez drogę, a mów: "Niech heclicy
Tak zdrajczyną paniej mej włóczą po ulicy,
Niech w jej piersiach ogniste kleszcze utapiają,
Niech jej plugawe mięso sobakom miotają".
Pomóżcie mi krzywdy mej mścić się, możne czary,
Pomóżcie, niechaj mój żal nie będzie bez kary!
Sowo! Ty hukasz w lesie, a hukasz daremnie,
A co łotryni robi, ma to być tajemnie?
Niechaj tak za nią wszyscy głosem twym hukają,
Niechaj ją wszetecznicą wszyscy nazywają.
Pomóżcie mi krzywdy mej mścić się, możne czary,
Pomóżcie, niechaj mój żal nie będzie bez kary!
Spluń trzykroć, a przeklinaj: "Jako ślina pada
Na ziemię, niech na jej twarz krosta tak wysiada,
Niech ją wrzody oblega, niech z siebie robaki
Zbiera, a w gnojach lega z lichymi żebraki".
Zadzwoniło mi w uchu. Dosyć, możne czary,
Zdrajczyna pewnie moja nie będzie bez kary!
Pódżmy, goście witajmy! Pilno mu znać było,
O jednym bocie przybiegł. Acz mi nań niemiło,
Ale mi go żal przedsię. Gdy mi się tu zstawił,
Radam mu z serca, choć mi barzo go zakrwawił.