Zalotnicy

Przyjdzie-li ten czas kiedy, że ja swe zabawy
Będę śpiewał? Czyli już Bóg tak niełaskawy
Mieć mię raczy, że nigdy przyjaciel nie siędzie
Przy mym boku i dom mój wieczną pustką będzie?
Miłości nieszczęśliwa, nigdyś pięknej strzałki
We mnie nie utkła! Po co noszę te piszczałki?
Po co pieśni? Po co mi stada te igrają?
Szczęśliwsze stada, bo wżdy uciechy swe mają!
Ja nie mam, a już starość nad grzbietem się krzywa
Zawiesza i co chwila sił pierwszych ubywa.
Oganiaj cudze proso, twoje już wypili
Dzicy płacy; wielki błąd, kogo wiek omyli.
Ale wżdy, pieśni moje, ze mną zostawajcie
Ani mię do samego grobu opuszczajcie.
O pieśni! nigdy na was nie padnie śmierć głucha,
Póki wam cny Sieniawski wierzy swego ucha.
Zachowajmy się cudzym, gdy swego nie mamy:
Nie dziw, że, starzy, młode lata wspominamy.
Wspomniejmy, jakie stroił Licydas zaloty,
Jakie Amintas. Miłość ma swoje kłopoty.
Licydas do Likory, ta trochę patrzyła
Krzywooko, lecz dobrą gospodynią była.
Amintas do Neery, siła było za tą
Posagu, bo się babką chełpiła bogatą.
I często nowe chusty sprawowała na się,
I w srebrnym na każdy dzień chodzywała pasie.
Onej trefnie żartować, onej w tańcu było
Rej wodzić, onej samej, co żywo, służyło.
Ledwie się o pułnocy do domu wracała,
Bo, jako jedynaczce, matka folgowała.
W ten czas była pognała kozy do chróściny,
Kozy w chróścinie, ona u gęstej leszczyny
Legła w chłodzie na trawie i smaczne zasnęła.
Wilczaszku, żeś tam nie był, strawka cię minęła!
Tamże pędził Amintas na pola przyległe,
A gdy do kupy zgania owce swe rozbiegłe,
Trafił na śpiącą. Co w nim za myśl w ten czas była,
Trudno trafić, atoli źle mu nie radziła.
Kto pragnie przyjaciela, wstydem go nabywa,
Cnota nad zakazanie nie chce być skwapliwa.
Stanął tylko, by wryty, ona twardo spała,
A wtym trzoda, pasąc się, blisko nadchadzała.
On do trzody:
Owieczki, lekko następujcie,

Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!
Śpi tu piękna Neera: ani się tryksajcie,
I trawkę cicho szczypcie, i cicho stąpajcie.
Baranie ty rogaty, abo cię nie minie
Maczuga, abo capem jutro cię uczynię!
Nazbyteś się rozigrał. By to długo trwało,
Mnie by się raczej teraz rozigrać przystało.
Lekko, owieczki moje, lekko następujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!

Śpi tu piękna Neera: przydź, wietrzyku chłodny,
Przydź, wietrzyku, i czyń jej sen wdzięczny, łagodny!
Pozwalam ci i włosy obwionąć na czele,
Pozwalam - ach, niestetyż! - ty i w ucho śmiele
Możesz poszemrać, możesz i wargę całować,
A ja, nieborak, muszę przyjaźni folgować.
Lekko, owieczki moje, lekko postępujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!

Buhaj kędyś zaryczał. Niebaczny buhaju!
Jeśli mi na złość czynisz, roście w tym tu gaju
Kijań na cię; koniecznie weźmiesz miedzy rogi.
Naryczysz się cały dzień, teraz nie czyń trwogi.
Gdyby w me, wolałbym ja, żeby spać przestała,
Wolałbym, żeby ze mną te kwiateczki rwała.
Lekko, owieczki moje, lekko postępujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!

Słoneczko, o słoneczko! Nie zajrzy nam cienia,
Pohamuj małą chwilę ostrego promienia,
Uchyl się za ten obłok! Blask śpiącemu szkodzi,
Ja bym zasłonił, ale tknąć mi się nie godzi.
I ty się nie przebiegaj, jaszczurko zielona,
Bo cię prędko dosięże maczuga toczona.
Lekko, owieczki moje, lekko następujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!

Muchy, bezecne muchy! Siła dodziewacie,
Łaję wam i zajrzę wam; więtszą wolność macie
Niżli ja. Na co się was tak wiele zleciało?
Abo wam miło kąsać białe, miękkie ciało?
I ciebie tu, komorku, zła śmierć posadziła!
Ukąsiłeś, że przez sen wargami ruszyła.
Lekko, owieczki moje, lekko następujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!

Śnie! Jedni cię do śmierci czarnej przyrównają,
Drudzy mistrzem przyszłego życia nazywają,
Ja wieszczym, ja prorokiem; dziś mi się przyśniła
Neera, że w kościele ze mną wespół była.
Była matka i babka, i sąsiad niemało,
Po chwale bożej już się to w południe działo.
Kapłan stał przy ołtarzu, myśmy też tam stali,
Kapłan mówił, a myśmy jego słów słuchali.
Wiązał stułą, wzajemne rozdawał pierścienie.
Boże, niech się nade mną kona Twe przejrzenie!
Lekko, owieczki moje, lekko następujcie,
Śpi tu piękna Neera, spania jej nie psujcie!

Na co mi ociec zbioru tak wiele zostawił?
Na co dom tak budowny i folwark postawił?
Na co się ja o dobre mienie pieczołuję?
Komu spiżarnie, komu dostatki gotuję?
Tobie, piękna Neero, ty to będziesz miała,
Ty, jako swego, będziesz ze mną zażywała!
Śnie wdzięczny, zwiastuj to dziś nadobnej Neerze,
A niechaj omylenia nie uznam w tej mierze.
Tak Amintas. Zaloty zasię Licydowe,
A był to prosty najmit, bywały takowe.
W ten czas Likorys krowy w dojniku doiła,
Licydas sieczkę rzezał.
Zawsześ mię żywiła,

Ręko moja! Kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!
Dziś sieczkę rzeżesz, sieczka nie rzężę się sama.
Likory, przy tej ręce będzie dobrze nama.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!

Panem się nikt nie rodzi, siła zostawiają
Dzieciom rodzice, siła dzieci utrącają.
Praca skarb napewniejszy; kto się spuści na nie,
I za żywota ma chleb, i po nim zostanie.
I ty, Likory, u mnie nie będziesz żebrała!
Nie będziesz, gdy nie będziesz ze mną próżnowała.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!

Widziałem cię u tańca i tak mi się zdało,
Iże-ć tamto igrzysko namniej nie przystało,
Lubo cię w pięsy wzięto, lub do gonionego.
Trudno ciągnąć, kto nie ma umysłu do czego.
Piękniej ci u roboty, w tyj-eś przodek miała;
U robotyś mi naprzód do serca przystała.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!

Pomnisz, kiedyśmy byli pospołu na żniwie,
Pszenicę w ten czas żęto na siedzianej niwie?
Zagon twój był wedla mnie; tak ci tam służyło
Szczęście, że-ć sierpa w ręku ledwie dojrzeć było.
Jeszcześ nam przyśpiewała! Przyznać ci się muszę,
Chcąc się tobie przeciwić, siliłem się z dusze
I mówiłem do siebie: Boże, jeśli zdarzysz,
Niech taki zawsze robi wedla mnie towarzysz.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje.

Widziałem, pod kądzielą kiedyś siadywała,
Sama-ć się do wrzeciona nić z palca puszczała,
Jedwab nie będzie taki. U ciebie i spanie
Napozniejsze; u ciebie i narańsze wstanie.
Tobie czeladź nakarmić, tobie pochędożyć
Wszystko w domu i wszystko na mieścu położyć.
Ława zawsze chędoga, pomylę naczynie.
Mówiłem: komu cię Bóg da, z tobą nie zginie.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!

Jeśliś mi przyjacielem, podobno nie zgadnę.
Gdyś chusty polewała onegdy czeladne,
Były tam też i moje, a iż w ręce były
Przyjaznej, przed inszymi jawnie to świadczyły.
Biało mię sobie nosisz, noś mię sobie biało,
Równemu z równym zawsze na świecie przystało.
Chędogo, choć ubogo, bodaj się święciły
Ręce twe zakasane, bodaj mymi były!
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!

Dworniczko! Ty się teraz przesypiasz w południe,
Likorys krowy doi. Nie barzo to cudnie
Spać we dnie gospodyniej. Jeszcze-ć się nie dała
Znać czeladka; znać, żeś jej mało doglądała.
Teraz masz wierną, potym nie wiem, jaka będzie:
Jakobyś sama siadła, gdzie Likorys śledzie,
I kropla tam nie zginie, i nie zadojone
Cielęta, i mleka są szkopce napełnione.
Ręko moja, kto Bogu dufa a pracuje,
Do ostatniej starości nędze nie uczuje!

Koso, palec to! Czyli kto zaloty stroi
Abo się zamyśliwa, a przy kosie stoi,
Prędzej w palec zawadzi? O moja Likory,
Wiesz ty, jakom cierpliwy i jakom nieskory!
Róbwa już raczej na się, służba nie na wieki.
Niech ja twej pewien będę, ty mojej opieki.
Ręka rękę umywa, noga wspiera nogi,
Przy wiernym przyjacielu żaden nieubogi.
Więcej Bóg ma, niż rozdał. Jest nasza u Niego
Cząstka też; nie opuszcza On człeka żadnego.
A kto w zakonie Jego prowadzi swe życie,
Wszystko się zdarza, wszystko płynie tam obficie.
Dufajmy Mu, a On nam niechaj błogosławi.
I kiedyż ten dzień będzie, gdy nas obu stawi
Przed ołtarzem? Uspokój, proszę, myśli moje,
Wszakeś i ty człowiekiem, uspokój i swoje.

Tak śpiewał, a już sieczki wielka kupa była
I Likorys namyślnie u krów się bawiła.

Czytaj dalej: Dafnis - Szymon Szymonowic

Zobacz inne utwory Szymona Szymonowica