Ślub

Pięknego Sieniawskiego cne Muzy chowały
I słodkich zdrojów swoich darem napawały,
Każda z osobna drogich przysmaków rozlicznych
Nie leniąc się przynosić do jego ust ślicznych.
Takie więc w wonnych łąkach pczoły pracowite,
Gdy ich robotom przyszły chwile przyzwoite,
Z rozlicznych kwiecia smaki co lepsze zbierają
I piękny plastr słodkiego miodu napełniają.
Każda w myślach swych wielkie nadzieje gotuje,
Każda sobie uciechy różne obiecuje:
Ta, że ozdobą pieśni sercowładnych będzie,
Ta, że wielkich pradziadów swych miejsca zasiędzie
I ważnomyślną radą powiada, i zdroje
Gładkiej wymowy zbierze w mądre słowa swoje.
Niektóre do buławy rękę sposabiały
I drzewem, i paiżą władać przyuczały,
Strach tatarski i pewne na potym zemszczenie.
Takie więc młodym synom orlica ćwiczenie
Daje, gdy ich na skrzydle swym nosi w obłoki
I ukazuje rączych piór polot wysoki.
A oni więc, skoro się w swe pióra odziali,
Gęste stada żórawi dzikich zaganiali.
Tak się on miał swym młodym ramieniem do zbroi,
A wielkich bohatyrów krwi wszystko przystoi.
Bo kogo na świat chwila urodzi szczęśliwa,
Ten przed laty i rozum, i bogactwa miwa.
Przed laty i do nieba sławą wylatuje,
Przed laty ludzkie serca sobie pozyskuje.
Rano się wszystko sypie szczęśliwym na łonie,
Ani miły byt czeka późnej siwej skronie.
A komu obietnice boskie co zdarzają,
Pierwej, nim on zamyśli, w dom mu przynaszają.
Co wiekowi małemu i latom dziecinnym
Przyzwoitszym igrzysku i myślom niewinnym,
Co może być dalszymi płoty oddzielono,
Jako to, co Cyprydzie złotej powierzono?
Czym ona bawi męskie serca już dojrzałe,
I małżeństwy wystawia domy okazałe.
Atoli Sieniawskiemu prędzej niż jagody
Wiek osypał, przypadły tak piękne pogody,
Że serce swoje podał do rzeczy statecznych
I nie ulękł się zażyć małżeńskich praw wiecznych.
Nadobna nimfo! Królów starożytnych plemię,
Kiedyś nam brała prawie gwiazdę ruskiej ziemie,
Jakich ci winszowania Muzy nie działały?
Jakimi cię pieśniami w niebo wystawiały?
A tyś więc mądre ucho do ich mów skłaniała
I przy chwale przyjaznych przestróg usłuchała.
Bo skoro przez przysięgę i przez śluby święte
Miedzy wami małżeństwa wielkie słowo zjęte,
Wszystkie wesela, wszystkie radości tam były;
Samego Hymenea tam nie dopuściły
Ostrożne Muzy, bowiem wychowańca swego
Nie śmiały jeszcze oddać z opieku zwykłego,
Ale swą mocną rękę nad nim zatrzymały,
A do ciebie obmowę taką zaczynały:
"Pięknemu Sieniawskiemu, cna panno, oddana,
Tobie teraz nastaje zorza tylko rana;
Ale wieczornej gwiazdy czekać ci nie trzeba.
Ani się ona jeszcze wam ukaże z nieba,
Ani dziś, ani jutro, ani ty życz sobie
Zrywać owocu, który jeszcze nie na dobie.
Kwiat tylko widzisz darów tobie obiecanych;
Dziś nadzieje, a potym doznasz uciech samych,
Którym jeszcze i słońca, i pogody wiele
Potrzeba, nim ich będziesz mogła zażyć śmiele.
Wszystko latom podlega, a jako przestałe
Niewielką korzyść niosą, tak i niedojrzałe.
Ani się stąd ucieszył, kto nazbyt leniwie
Szedł za chęcią, abo kto nazbyt ukwapliwie.
Ani się to zdarzyło snadź samej Wenerze,
Chociaj ona jakoby namędrsza w tej mierze.
Bowiem swą kwapliwością cnego Adonina
Utyrała, królewny cynirejskiej syna,
Któremu za onych lat tam, gdzie słońce wstaje,
Równia nie miały świetne asyryjskie kraje.
Jakowe na obraziech piękne Kupidyny
Malują abo inszych gładkich bogiń syny:
Lato ledwie piętnaste, a przy fraucymerze
Nie rozeznać go było, jedno po ubierze.
A miedzy rzeźwią młodzią sam królewic prawy,
Kiedy przyszło pokazać rycerskie zabawy,
Przed wszystkimi i konia ochotniej doskoczyć,
I przystojniej go osieść, i gładzej nim toczyć,
I drzewem złożyć miernie lub też lotne strzały
Z cięgłego łuku równy pierścień ubijały
Lub oszczepem do mieśca rzucić przychodziło;
Przed wszystkimi mu szczęście pochwałę darzyło.
Ani na wyścig żaden równał mu rączością,
Ani w inszych przystojnych igrzyskach dzielnością.
Osobliwie Minerwa za jedno kochanie
Miała go i my, Muzy, przedniejsze staranie
Czyniełyśmy o jego ćwiczeniach ućciwych,
Zaprawując mu serce do cnót świętobliwych
I do pięknej mądrości. Taki więc szczep nowy,
Kiedy mu bujna ziemia służy i wiatr zdrowy,
Pilnego ogrodnika ręką uszczepiony,
Przyodziewa się barzo snadno w list zielony
I co rok podrastaniem nieleniwym wstaje,
I nadzieję użytku niepoznego daje.
A jako słońce, kiedy swój wóz rano toczy,
Do świetnego promienia ludzkie ciągnie Oczy,
Tak się ku niemu wszystkich ludzi zapatrzania
Ciągnęły i ozdobnych spraw oczekiwania.
Snadź i niejedna w domiech wielkich urodzona,
Skrytym cichej miłości ogniem postrzelona,
Gęste wzdychania na swym sercu powtarzała
I zamyślania swoje Wenerze zlecała.
Łakoma rzecz uroda; ani złoto, ani
Świetnych klejnotów promień serce tak urani.
Snadź to i przyjacioły mało wierne czyni,
Bo każdy sobie woli; więc też i bogini
Cudze modlitwy głuchym uchem omijała,
A na swą stronę miasto nich zamiłowała.
Co ją za myśli, co ją za chęci miotały?
Jako na wielkim morzu rozigrane wały
Styru nie słuchającym okrętem ciskają,
A władze ani wiosła, ani żagle mają,
Tak Wenus w zapalonym sercu się mieszała.
Bo acz wszystko po myśli mieć się nadziewała,
Ale drobniejsze lata i wiek jeszcze mięki,
I czekania dalekie, i zwłoki przez dzięki
Wątliły w niej otuchy i wolne nadzieje,
Bo miłość za jeden dzień dosyć osiwieje.
Nie tak śnieg, gdy mu słońce na wiosnę dogrzywa,
Prędko taje i w wodny strumień się rozpływa,
Jako ona w szalonym umyśle tajała.
Na koniec sercu swemu dosyć udziałała.
Nazwała to małżeństwem. Czego nie czyniły
Insze nimfy, gdy jej tę skwapliwość ganiły?
Przynamniej aby była lat tych doczekała,
Gdyby go prawym mężem zwać się nie sromała,
Ale rychlej by drzewa, rychlej twarde skały
Zdrowej porady, zdrowych namów usłuchały
Niżli miłość! Łacniej być mogą hamowane
Szalone koła z przykrej góry rozbieżane.
Ma Wenus Adonina wszystkiego w swej mocy,
A jako dzień się ostać nie może przy nocy,
Jako promienie giną przy złej niepogodzie,
Jako ryba odmienia smak nie w swojej wodzie,
Tak on, wszystkim ucieszny, wszystkim ukochany,
Cny królewic wziął wielkie w sprawach swych odmiany
Pod rządem nowej paniej. Już go ani pole
Widywa, ani koniem krąży w równym kole,
Już i przed prochem, już i przed słońcem się kryje,
Już miedzy równą sobie młodzią się nie wije.
Czasem po wirydarzach, po chodnikach schadza,
A leda zabawami wiek i żywot zdradza.
Naczęściej go muzyka i tańce trzymają
Abo łagodne pieśni w ucho mu wlewają
Mali Kupidynowie, abo mu błaznują,
I sen, i rozpieszczone pokoje cukrują.
Zewsząd piżma i drogie zalatują wonie,
Róże nigdy nie schodzą z utrafionej skronie,
Bankiety całonocne, a chęć pięknej sławy
Zagasła i rycerskie zginęły zabawy.
Muzy wygnane, wzmianki żadnej o dzielności,
Wszystko poległo w miękkich wczasach i gnuśności.
Ludzkie chęci odpadły i serca życzliwe,
Nastąpiły hańbienia i mowy dotkliwe;
I one piękną krasę i oblicze śliczne
Poszpeciły rozkoszy zbytne, ustawiczne.
Na koniec miłe zdrowie i potrzebna siła
Za zbytkiem przyrodzoną władzą utraciła.
Przyszły choroby i wiek uwiędły w młodości,
A szczętu nie zostało dawniejszej rzeźwości.
Śmierć potym, mimo kresy życiu zamierzone,
Zatłumiła przed czasem ciało utrapione.
Taki więc kwiat na pięknym polu okazały
Nielitościwe grady lub deszcze ulały,
A on poległ na ziemi wszystek pochylony,
I z barwy, i z ozdoby własnej obłupiony.
Jakich tam płaczów, jakich trosk Wenus zażyła!
Jakimi żałościami serce swe trapiła!
Co za lamenty lała, co za narzekania,
Co za tłuczenia piersi i ręku łamania!
Ani ubiory, ani szata żadna cała,
Ani na głowie kosa w swej mierze została.
Dopiero błędy swoje i złą radę widzi,
Dopiero się kwapliwym umysłem swym brzydzi.
Chciałaby na wstecz, ale trudno, bo po szkodzie.
Snadź by łacniejsza rzece, która morskiej wodzie
Bieg swój zmiesza, nazad się obrócić do głowy,
Niżli nazad przeskoczyć bród Acherontowy.
Już by była i na śmierć sama zezwoliła,
Aby była z swym miłym choć i w grobie żyła,
Ale jako rodzajów ludzkich śmierć nie minie,
Tak bogowie są wolni od niej i boginie.
Umrzeć nie mogła. Wszakże ono złe baczenie
Aby jej ponosiło tym mniejsze zelżenie,
Puściła wieści, że jej oblubieniec drogi,
Wpadając nieostrożnie w łowiech na źwierz srogi,
Zębem nielitościwym odyńca dzikiego
Obrażony, postradał żywota miłego.
I temu, aby lepszą wiarę uczyniła,
Święto sławne i obchód wieczny postawiła,
Na którym Adenina jej nimfy płakały,
A okrutnego wieprza zęby przeklinały.
Nierozum i przed czasem źle o sobie radzi,
I po zgubie na wątłych otuchach się sadzi;
A kto się na ostrożność przystojną ogląda,
Ten z płochej chuci rzeczy szkodliwych nie żąda,
Ale abo się swoim baczeniem sprawuje,
Abo z cudzych przypadków szczęście swe miarkuje.
I ty, cna panno, gorszej nie obieraj strony!
Nie może zbłądzić umysł dobrze urodzony
Ani się na podlejsze rzeczy zapatruje,
I owszem, sobie ważne uciechy gotuje.
Jakich ty, da Bóg, zaznasz czasów przyzwoitych,
Zażywając i sławy, i cnót znakomitych
Oblubienica twego, kiedy boje krwawe
Będą mu przynosiły zwycięstwa łaskawe,
Kiedy okryje pola pogańskimi trupy,
A wielki plon pożenię i bogate łupy,
Więźnie w tył powiązane, zacnych murzów żony,
Upominek ze wszystkich tobie wydzielony.
Wszystkim ten dzień zawita znaczny i szczęśliwy,
Gdy go z wojen poniesie koń piękny, chodziwy,
Miedzy tysiącmi młodzi; zmazy jeszcze krwawe
Tarcz okaże i znaczną bojową kurzawę.
Ty będziesz niewymownych pociech używała,
Sława będzie pod same obłoki bujała.
A jeśli więc potrzeby zajdą pokojowe,
Z niego Rzeczpospolita weźmie rady zdrowe.
Na nim rzeczy polega i na jego głowie
Zechcą wesprzeć majestat swój możni królowie.
A gdziekolwiek obróci twarz swoje szczęśliwą,
Zewsząd usłyszy w niebo modlitwę życzliwą:
Aby wiecznie zaznawał szczęścia pogodnego,
Aby żył jako długi kres wieku ludzkiego.
A to więc niech dla chełpy nie będzie rzeczono:
«Bez nas nic nie może być w rzeczach tych sprawiono».
Siła farb rozmaitych obraz potrzebuje,
Który dopiero węglem malarz narysuje,
A zaniedbanie wiele pięknych rzeczy roni;
Ani żaden las takich wychowa jabłoni,
Chociaj tam drzewo mnoży samo przyrodzenie,
Jako więc ogrodnicze roztropne szczepienie.
Majętność wielka w nikim serca nie obudzi
I wiele nikczemników najdziesz możnych ludzi,
Których i życie jako jednego nędznika,
I żeście równe śmierci mdłego zagrodnika,
Kiedy go przy motyce dusza odbieżała,
A po nim żadna głośna sława nie została.
Ale gdzie rozum świetną majętnością władnie,
Tam i dzielność, i jasna cnota idzie snadnie,
Tam i przeważnych rzeczy wielkie zaciąganie,
I nieśmiertelne w uściech ludzkich wspominanie.
A na co gibką młodość z razu kto nachyli,
Do tego się przez wszystek wiek na potym sili.
A kto szczwania nie świadom, próżno z nim na pole;
I tamek, mówią, ostry z młodu zaraz kole,
Z młodu sokoła w bujne łowy zaprawują,
Z młodu juńcom do jarzma karku nadłamują.
Na początku należy! Kto ten dobrze sprawi,
Połowicę wygrawa i na tym wiek trawi"
Tu Muzy przestawały, a pannę wrodzony
Wstyd rumienił i wzrok jej do ziemie wlepiony
Nie dał się podnieść ani przyszło jej do mowy;
Taki więc stoi świetny obraz marmurowy,
Gdy go pilnego mistrza ręka ugładziła
I ozdobą przystojną kształtnie udarzyła.
Trudno sądzić, co w skrytych myślach się taiło,
Bo komu z przyjacielem rozstawać się miło?
Lecz poszły zdrowe rady i tak ukochany
On młodzieniec znowu jest swym Muzom oddany,
A ony go uniosły w swoje piękne kraje.
Tobie, cna panno, jeśli tęsknica zostaje,
Niechaj zostanie wespół nadzieja stokrotna,
Którą-ć na potym odda z lichwą chwila wrotna.

Czytaj dalej: Dafnis - Szymon Szymonowic

Zobacz inne utwory Szymona Szymonowica