Sofijówka (Zofijówka, Sofiówka)

Miła oku, a licznym ożywiona płodem
Witaj kraino, mlekiem płynąca i miodem.
W twych łąkach wiatronogów rżące mnóztwo hasa,
Rozroślejsze czabany twe błonie wypasa.
Baran, którego twoje utuczyły zioła,
Ciężary chwostu jego nosić muszą koła.
Nasiona twych wierzone bujności zagonów,
Pomnożeniem dochodzą Babilońskich plonów.
Czernią się żyzne role; lecz bryły tej ziemi
Krwią przemokły, stłuszczone ciały podartemi.
Dotąd jeszcze wieśniaczą grunt sochą rozjęty,
Zębce słoniów, i Perskie wykazuje szczęty;
W tych gonitwach, od obcych we środku poznany,
Szesnaście potem razy kraj odmienił Pany.

W nim to najsroższe z Azyą potyczki Europy,
W nim z szlachtą wielokrotnie łamały się chłopy;
Przeszły więc niwy w stepy, a trawa bez kosy
Pokrewne Pitonowi mnożyła połosy.
W leciech niższych otwartej choć niebyło wojny,
Utrapiał Ukrainę pokój niespokojny.
To Siczowe nachody, to Tauryckie hordy
Zdradne zawsze nad karkiem strzały, spisy, kordy;
Dzicz wnętrzna, częsty rozruch, i sąsiad niemiły,
Majętniejszych o podal mieszkać niewoliły:
Dozorca się panoszył, a posiadacz grodu
Za łaskę swego cząstki przyjmował dochodu.
Katarzyna, przez czyny nieśmiertelna swoje,
Gdy zniosła Zaporoża i Krymu rozboje,
Odtąd dopiero każdy swojej pewien właści,
Pod zbrojnem żyje prawem, wolny od napaści.
Wygnała barbarzyństwo, rzeczy postać inna,
I obfita ziemica, jest czem być powinna.
Ciągną ninie ku sobie te pola karmiące
Przez niegościnne morze korabiów tysiące.
Odessa zmartwychwstała, i wymienia złotem
Owoc ziemi rolniczym uroszony potem.
Skutkiem przezornych rządów, zaniedbane wioski
Na wzór się przekształcają angielski i włoski;
Zapomnianego niegdyś przystrojeniem kąta
Gromadny obywatel pilnie się zaprząta;

A jak w Dedońskiem drzewo Jowiszowe lesie,
Tak Potocki nad innych wyższość w sobie niesie.
Wspominać przodków, miałbym zbyt osnowę długą,
Któż się z tym domem zrównać ośmieli zasługą?
A co czynił dla kraju, co dla swoich ziomków,
Na osobnej to karcie damy dla potomków.
Dzisiaj mię określenia zatrudnią jedynie,
Skąd imie Zofijówki, i dla czego słynie?
Raz dano znać, źe lud się z użaleniem skupił,
Skarżąc się, że im ten zwierz pasieki wyłupił,
Ten porwanych jagniątek krew niewinną chłeptał,
Tamten kłosy Cerery wyżarł i wydeptał. —
Zwołano zaraz psiarnią, stoją koni zgraje,
Młódź chciwa niebezpieczeństw znak ochoty daje.
Niebawem idą w pole; jeno zdjęto sfory,
Głosy psów, trąb myśliwych, powtarzały bory,
Pan sam w dziki przesmyki, między skały spieszył;
Wtem bełt puszczony łukiem śród piersi mu przeszył,
Gdy chcąc spostrzedz mordercę, spojrzy w koło z jękiem
Strzelczyk się na powietrzu uśmiechnął z uwdziękiem,
I mówi: «Nie narzekaj, przyjazna ta rana,
Dla pełności twojego szczęścia jest zadana.
Dostojne masz honory, mnogie masz dostatki,
Miej i Tę, co przyjemność mojej zrówna matki.
Gdzie sielnica z Tulczynką strugi czyste sączy,
Hymen twoje z Zofiją przeznaczenie złączy,
Imie jej tym dasz mieJscom, gdziem ci się objawił,
Słusznie byś je z tych przyczyn wiekopomnie wsławił;

A na powinny dla mnie dodatek ofiary,
W roskoszne zamień sady te niezgrabne jary,
Własnej ku budownictwu nieżałując dłoni,
Poznaczę ci abrysy grotem mojej broni.
Tu, gdzie się w amfiteatr wyższe łączą góry,
Wznieś mieszkanie dla naszej przyjaciołki Flory.
Tam dalej, pysznym rzędem Koryntska kolumna,
Niechaj dźwiga świątynię kochanki Wertumna,
Nie jest ona niewdzięczną: jej opłatnym darem
Giąć się będą jesiennym gałęzie ciężarem.
Tam, gdziebyś miał rozrywkę ty i twoje dziatki,
Z tajoną wspaniałością porozsiewaj chatki,
Resztę oddałbym woli, gdy postawisz z przodu
Posąg Minerwy, twego opiekunki rodu.
Wysoką waszą świetnoć winniście Palladzie,
Ona was w boju, ona zasilała w radzie.
Na łowach ten się układ między nami czyni;
A że córa Latony jest łowów mistrzyni,
Zrobisz jezioro, w które Wilgi kryształ zlany,
Może nosić nazwisko Zwierciadła Dyjany.
Zrób, nie zrób, co ci prędzej myśli radzą chętne,
Czczenia upartej panny są mi obojętne.»
Rzekł, i na krwawym brusie pociągnąwszy strzały,
Unosić się poleciał nad Chersońskie wały.
Te umowy rzetelność iścić każe święta,
Z tąd dane Zofijówce i wzrost i przynęta;
Łamanych skał rządniejsze poczyniwszy składy,
Mieszkać na nich zamorskie wezwano Dryjady.

Stały dające odpór i chropawe głazy,
Przechodzą na kolesy i Bogów obrazy,
Robota trwa bez granic, i po każdej wiośnie
Zawsze coś pamiętnego zdobieniem przyrośnie.
Takiego tu, dawnemi nieznanego laty,
Rozgłos miejsca odległe napełnia powiaty.
Niedość ma słyszeć, wszystko chce przehiedz szeroko,
Ciekawe a w Tulczynie znarowione oko,
Gdzie znajdując przedmioty z każdej miary znaczne,
Wszystkie potem średniości zdają się niesmaczne.
Pędzę z utrudzonego niezstępując konia,
Aż gdy mnie Zofij6wki otoczyła wonia,
Stworzenie wszędy świeże poznawa źrenica,
To mnie bawi, to cieszy, to zmysły zachwyca:
Chudą pierwej golizną świecące pagorki,
Zdaleka przyniesione pocieniły borki;
Gdzie między krajowemi umieszczone drzewy,
Są z Libanu, z Atlasu, z Antypod6w krzewy.
Od nich mnie po kamieniach noga niesie letka,
Ku niższej grocie, Króla rzeczonej Łokietka.
Nie wszystkim w tę jaskinią uczęszczać się godzi,
Młodszy świat jej używa, Patagon niewchodzi.
A z tamtąd pochodziste przehiegłszy zielenie,
Starowniej kuta grota większe ma przestrzenie.
Z czoła olbrzymi granit zamiast słupca stoi,
Krynica ją z opoki wytłoczona poi.
Tam słodki wiersz, którego żaden wiek nie zmaże,
W tę grotę wchodzącemu szczęśliwym być każe.
Smutnem nieposłuszeństwem ciężko jest przewinić,
Ten kazał, co szczęśliwych chce, i może czynić.

Przy lewej stronie drogi, od swych sióstr osobna,
Wisząca grozi skała Leukacie podobna,
Na której, gdy ich miłość niewzajemna pali,
Lekarstwa długiej męce amanci szukali:
Po wzdychaniach ostatnich, w krótkim ciała rzucie,
Żalu, zgryzot, boleści pozbywając czucie.
Młode i hoże Nimfy! co na wasze wianki,
Przy wdzięcznych Bohu nurtach, łączycie r6wnianki,
Nie bądźcie nieużyte, i przez wspólną tkliwość,
Nagradzajcie uprzejmą kochank6w szczęśliwość.
Bo jeźli na ich modły duszę macie twardą,
Jeźli wierne usługi płacicie pogardą,
Jeźli w daniu otuchy zbyt jesteście trudne,
Jeźli dla szczerze prawych hędziecie obłudne,
Gdy kto wpędzony w rozpacz z tej wyżyny zleci,
Okrucieństwa waszego pamiątkę zaszpeci.
Tym czasem, żeby takiej nie podpadać szkodzie,
Przezorność nakazała zabieżyć przygodzie.
Z dębu, w leśnej odzieży ułożona sala,
Zasłaniając przepaści, gorzką myśl oddala.
Idąc, gdzie znęcająca murawa się ściele,
Znak skończenia naszego przerwał me wesele:
Posępne stoją cisy, ukochane cienie
Wam na cześć: Konstantemu, Mikule, Helenie;
Bez względu na maleństwo zamknął los do trumny
Wielkie domu nadzieje, i przyszłe kolumny.
Żyjecie dotąd w sercach, a wasze wspomnienia
Łzy matki wyciskają, i ojca westchnienia.
Nikłą im radość, długą sprawiliście żałość.
Mający krasę kwiatów, i kwiatów nietrwałość.

Co nam zostaje życzyć, niech do tej ustroni,
Popioły z ciałek waszych przenasza Fawoni.
Święte pola Elizu opuściwszy czasem,
Bawcie się z nasadzonym od rodziców lasem.
Niech was dziecinny szelest, świadczy tu przytomnych,
Zmieszany z szmerem zdrojów, i powiewów skromnych.
Stąd krążę, gdzie rozlewu pilnujący ścieków,
Z jednego most granitu kły wyzywa wieków.
Inne z kruszcu Chalybów wytopione sztucznie,
Mniemam, że je ulali Mulegbera ucznie;
A na rzucenie z procy czworogranną miarą,
Leży ucieczka pewna udręczonych skwarą.
Gmach ten z miąższego muru, od wierzchu do dołu
Z płynącego namiotem okryto żywiołu.
Imie ma Tetydijon; troskliwością ginę,
Pytając niewiadomych o zwiska przyczynę.
Nad moją ciekawością raczył się użalić
Metzel, uczony zamki wystawiać i walić;
Tęgiego wychowaniec pojętny Gradywa,
Temi rzecz objaśniając słowy się odzywa:
«Między morskiego niegdyś królewnami stanu,
«Cudnej była urody wnuczka Oceanu,
«Tetys tylko słyszała swe powszechne chwały,
«Sam wszechmocny nie szczupłe czuł do niej upały:
«Ale zoczywszy w starej przeznaczenia księdze,
«Że syn Tetydy ojca przewyższy w potędze;
«Gdy ten przedwieczny wyrok niecofnym rozumie
«Wstrzymał się, i kochanie ustąpiło dumie.
«Garnęła się prócz niego do dziadowskich progów
«Wielka liczba zalotnych i Bóztw i Półbogów.

«Wyniosła wnuczka, takim okolona dworem,
«Nie uznała potrzebą kwapić się z wyborem.
«Dostrzegł Pelej, że Tetys często na Delfinie
«Do swojego chłodnika w żary słońca płynie,
«Czatuje; i gdy ona zrzuciwszy obsłonki,
«Snem posilnym znużone uczerstwiała członki,
«Dech wstrzymał, cicho dybie, a będąc już bliski,
«Na pieszczone ramiona zarzuca uściski.
«Strzelistą łączy prośbę, ta mu się nie szczęści,
«Znaki wziął za odpowiedź paznokcia i pięści.
«Zapalczywa Bogini, gdy szybko wyskoczy,
«W nieznanego zuchwalca groźne topi oczy.
«Wnet się czoła wzajemnem odpieraniem gniotły,
«Noga nogę podcina, i barki się splotły.
«Chce ją nieulękniony syn Eaka pożyć,
«Chce Tetys złamanego pod swe stopy złożyć;
«Ten ręce silnie chwyta, ta silnie wydziera,
«Tę pycha mocną czyni, tego miłość wspiera.
«Po daremnie straconych usiłowań wielu,
«Udała się Bogini do przemian fortelu.
«Raz mu się zda lampartka, znowu hydra śliska,
«Nie puszcza jednak młodzian, i potężnie ściska.
«Widząc, że bohatera straszydła nie trwożą,
«Postawę sobie Tetys przywróciła bożą.
«Rzekł Pelej: «Musisz uledz, i być ze mną w parze,
«A jutro ci przez wdzięczność wystawię ołtarze.»
«Ta się wszelako broni, nie mogąc nim miotać
«Gniewna, że się jej próżno przychodzi szamotać;
«Chociaż się natarczywą napaścią obraża,
«Gładkość młodzieńca, zręczność i odwagę zważa.

«Pobudzani kolejno zwycięztwa nadzieją,
«Gdy po tylu dużaniach znoje się z nich leją,
«Gdy ta poczęła słabieć, a ten siły krzepił,
«Broniącej się mężnego Achilla zaszczepił.
«Za gwałt z razu nieznośny, ale potem luby,
«Na dozgonne z nim Tetys zezwoliła śluby.
«Grzech ten niezmierną sławę śmiertelnikom czyni,
«Przemożona, i wzięta na żonę Bogini.
«Śmiały zamiar, i walka chwalebnie skończona,
«W pismach zadunajskiego wiekuje Nazona.
«Pan miejsca, na pamiątkę szczególnej przygody,
«Wskrzesił chłodnik Tetydy, odziały go wody.»
O tym przypadku, myśli roztargniony tłokiem,
Minąwszy obłąkanym zwykle ścieszki krokiem,
Widzę łódź, której strzeże przewoźnik sędziwy;
Kędzior modrawą brodę zagęszczał mu siwy,
Wzrokiem błysnął ponurym, ani mię powitał,
Ani wsiadającego, gdzie chcę płynąć pytał.
Mamli wstyd mój wyjawić? tylko ruszył wiosła,
W podziemne mię ciemnice jego barka niosła.
Źegnam cię słońce drogie!... Za cóż tyle kary?
Żywy, siódmym przykładem, wchodzę między mary.
Tu więc na mnie czekałeś o Charonie chytry!
Ani Trackiego wieszcza nie mam z sobą cytry,
Ani Sybilla złotej dała mi gałęzi,
W swych głębinach bezdennych Pluton mię uwięzi.
O! jak przykre, jak długie, zdają się tu pory,
Kędy noc wieczna rzeczom wydarła kolory.

Głos mój niknie... krew ziębnie... aż postrzegam zorze;
I barka się na słodkie wysunęła morze.
Dreszcz mię dotąd przechodzi, ledwie duch mój ożył,
Tak mię srodze ten przewóz okropny zatrwożył.
Po morzu tem szedł okręt, sprawnem cięty dłótem,
Ujaśniony farbami, i lśniący się złotem;
Wiatrom on igrającym bisiory nadstawiał.
W takim się wódz Wenetów uroczyście pławiał,
I na takim zaślubiał Adryańskie wody,
Wprzód, niż mu poniewolne dał Francuz rozwody.
Okręt dążył do wyspy, acz niewielkiej miary,
Wielkiemi ją Bogowie uczcili obdary.
Postać ma w długi okrąg, Anti-Circe miano,
Które jej dla dzielności osobliwszej dano;
Łakoma swoje Circe bogacąc obory,
Cnych rycerzy w podlejsze zamieniała twory.
Bystrzejszym z przyrodzenia napełnionych duchem,
Tych szczecią nikczemniła, tych przydłuższem uchem.
Tu przeciwnie, przybywszy bydlątko i zwierzę,
Każde, z nich lepszość, każde twarz człowieczą bierze.
Tygrys, którego na to chce natura chować,
Żeby miał co na ziemi psuć, niszczyć, mordować,
Jak tylko kroki stawił na błogim tym brzegu,
W mężów ludzkości pełnych, uczuł się szeregu.
Małpeczka, przez krój szaty, ruszenia i miny.
Dalekiej przetwarzała mieszkańców krainy;

Tu rzuciwszy nowotki, przestawszy być modną,
Stała się z obyczajów naśladowań godną.
Wieprz, którego zabawa przemyślać o jadle,
Cała roskosz w próżniactwie, cały zaszczyt w sadle;
Żarłoctwo i lenistwo czyniło go winnym,
Teraz jest wstrzemięźliwym, i z rychłością czynnym.
Gryff, trudniący się złota nadpotrzebnem kryciem,
Głośny był potem kruszców przystojnem zażyciem.
Kret, który w ziemskie tylko dawniej rzeczy wglądał,
Pojrzał w niebieskie gmachy i być w nich zażądał.
Motyl, który wpadając między kwiatów gminy,
Swawolnie z jednej latał do drugiej rośliny;
Płochej na tem ostrowiu przestawszy podróży,
Stałym został, i znalazł trwałe smaki w róży.
Tak pomyślne przemiany, takie cuda zdarza
Wyspy moc, i czcigodne wzory gospodarza.
Wraz mię na wszystkie strony rozmaitość woła,
Pierwszość otrzyma brzegów zieloność wesoła.
Mierzę potem, na garbek wstępując wysoki,
Jedne więcej nad drugie żądniejsze widoki.
Spuszczając się w niziny dobiegłem ponika,
Który hojnie z otworów kamiennych wynika.
W koło kryty, gałązka żadna go nie trąci,
Ani promień rozciepli, ani ptak zamąci.
Przejrzystość dyjamentu, a lekkość deszczowa
Sprawia, że się ta woda zda innych królowa.
Podoba się smakowi, podoba się oku,
Pragnienia nigdy w milszym nie złożyłem stoku.
Gdyby taki znaleźli Arabowie spiekli,
Samiby się o jego użycie wysiekli.

Okoliczne osady, bliższe tego zdroju,
Jak wy szukać innego możecie napoju?
Wszak on wszystkich, którym go kosztować się godzi,
Cieniuchną rzeźwi treścią, odwilża i chłodzi,
A trunkiem wyrabianym napełnione czasze.
Obrażając wnętrzności, ćmią pojęcia wasze.
Ziemia, przychylna matka, odpędzzjąc głody,
Na pokarm dała ziarna, owoce, jagody;
Ale my onym inne stanowiąc przepisy,
Przez sztuczne, pokarm w napój mienimy zakisy.
Pracował ludzi dowcip, i doszedł sposobu,
Ująć sobie rozsądku; a przysunąć grobu.
Wielki MONARCHA, losy dany nam szczęsnemi,
Skinieniem zdolny ruszyć część największą ziemi;
Nie dość, że się prawami wybornemi wsławia,
Przez co ludy tak różne zbliża i poprawia,
Nikomu ojcowskiego nie chybiając względu,
Jeszcze się zajął dobrem najniższego rzędu;
Zachęca, nie oszczędza starania i pracy,
By poznali potrzebne litery wieśniacy;
Takich o źródła światła, gdy dostanie kluczy,
I pospólstwo na sucho myśleć się nauczy.
Dniestru i Borystenu pobrzeża przyjemne
Miały mędrców, gdy Greki jeszcze były ciemne.
Powściągliwy Awarysz, te pijący wody,
Strzały pędem, celniejsze przebiegał narody.
Tak w drodze znalezione wysysając ziółka,
Nektary w swój ul znosi pracowita pszczółka;
Ów Zamolczy, którego wiadomości zbiory,
Potem do Samijczyka pzeszły Pitagory.

Długa po nim tęsknota, i pamiątka droga,
Z światłego śmiertelnika uczyniła Boga.
Anacharsys, którego w ciąg wieków daleki,
Uwielbiali bez końca Rzymianie i Greki;
Kochany, długo żywy; gdyby w swoje strony
Rozum tylko przynosił, a nie zabobony:
I Swera nie należy mijać wspominania,
Który był jednakiego z Stoikami zdania.
Humania pan, miłośnik prawdy i nauki,
Chcąc wskrzesić tak szlachetne poprzedników sztuki,
Wybrańszemi drzewami opasane pole,
Ateńskiej w Zofijówce nadać raczył szkole;
Wolnem tchnące powietrzem, nie ściśnione murem,
W jakiem lubił rozprawiać Krates z Epikurem.
To wszelkich wnioskujących w swe obręby wpuszcza,
Z ich pokłóceń częstokroć prawda się wyłuszcza.
Wszedłem tam przestrzeżony, że w te właśnie czasy,
Dwa w niej szkolne Atlety chodziły w zapasy;
Nie rozumiem co pierwszy, co wyrazał drugi,
Choć ich głosy powtarzam, jak czynią papugi.
Sędziwszy z nich, zaczęte już kończąc rozmowy,
Tak niewyszukanemi gruntował je słowy:
«Gdy więc o wszystkich rzeczy namieniamy wątku,
Ten końca mieć nie będzie, jak nie miał początku.
Nigdy go nie przyrasta, nigdy nie ubywa,
Ale się coraz inną postacią okrywa.
Żadnego już z tycb we mnie proszku nie zostało,
Które moje składały przed półwiekiem ciało,
Na ich miejsce przez pokarm, oddech, i napoje,
Innych żyjątek części obróciłem w moje.

I co było dopiero ziarno, drzewo, ziele;
Jest duchami, krwią, kością, żyłą w mojem ciele.
Co chwila w niedostrzeżne rozrabiany pyłki;
Znowu innym istotom idę na posiłki.
Gdy ciał naszych budowla niszczejąca zwolna,
Niebieskiego brać ognia już nie będzie zdolna,
Zwać to zwykliśmy skonem; a nasze ostatki
Innym rozda żyjątkom wielkiej łono matki.
Tak na świecie najwyższej mądrości układem,
Nie przypadkiem, porządnym wszystko idzie ładem;
I zawsze skutki przyczyn, czy większe, czy drobne,
Jednakich są jednakie, podobnych podobnę.
Potrójnym kula ziemska władana obrotem,
W koło swej własnej osi szybkim chodzi lotem,
Powolniejszym corocznie w stare wchodzi mety,
W koło światłem i ciepłem darzącej planety;
Najleniwszym z północy ku południu krąży,
I ztamtąd ku Tryjonom tymże biegiem dąży.
Pierwszy ruch dni oddaje, drugi wraea iata,
Ziemskiego niesie trzeci odmłodnienie świata.
Gdy więc dziś będzie kresów dzisiejszych dochodzić,
Ciż sami znowu wtedy będziemy się rodzić.
Taż wilgoć nas napoi, też nakarmią strawy,
Też same przyjacioły, też będą zabawy;
I znowu nas fortunne koleje poddadzą,
Pod mądrą i łaskawą ALEXANDRA władzą.
Wszystkie jestestw żyjących i nieżywych stany,
Bez żadnej dawne losy odzyszczą odmiany.
Uczeni, takim czasy kołujące tokiem
Wielkim zwą peryodem, Filozof6w rokiem.

Umieją oni zliczyć lata, dni, godziny,
Gdy się też same skutki, też wrócą przyczyny.
Biorąc miarę powrotów z wieczności obrazów,
Byliśmy, czem jesteśmy, milijony razów.
I póki potrwa ziemia, póki starczy słońca,
Żyć, gasnąć, odradzać się będziemy bez końca.
Gmin wiedzieć nie jest winien, że z natury daru,
Te są wiecznego cbody niezmienne zegaru.»
A że nawet i mędrsi mają swe przysady,
Z roztrząsań wszczął się hałas podobny do zwady.
Jeden w to mocno wierzył, drugi brał za żarty,
Wszystko przecząc, powagą starych pisań wsparty.
Ja obu z zadumieniem słuchałem prostaczem,
I stanęło nakoniec.... przepomniałem na czem.
To tylko mam przytomne, że stygnąc pomału
Od twierdzeń nadto górnych, zeszli do morału.
Młodszy mówił, a starszy z odpowiedzią czeka.
«Roskosz być sądzę dobrem najwyższem człowieka:
Lecz to za istną roskosz wziąłby chyba tępy,
Co koniecznie szkodzące pociąga następy.
Mało ceńmy, co umysł na chwilę weseli,
Mignie tylko i ginie, jak płomień z kądzieli.
Nieuważnych żądania krótka słodycz nieci;
Są łakotki dla małych, są dla starych dzieci.
Owszem niech ta ostrożność czujną baczność zwraca,
Czy naszych sił nie wątli? czy życia nie skraca?
Cukier jest wprawdzie słodki, temu jednak biada
Kto często, lub nad miarę, cukrem się objada.
Przez wyczyszczony rozum i cnotliwe życie,
Zyskuje się prawdziwej roskoszy nabycie.

Ta jest ostatnim celem, ta naszą nagrodą,
Do niej tamte dwa środki nieochybnie wiodą;
Złego nic, a dobrego nadziaławszy wiele,
Stajemy się nas samych wnętrzni przyjaciele,
Szacunek, tak zjednany, nigdy w nas nie ginie;
Nieprzerwanej pociechy ztąd uczucie płynie.
Czemby się człowiek prawy miał kiedy zasmucić,
Gdy mu nic serca skrytość nie zdoła zarzucić.
Ma on namiętnościami nieskażone skronie,
Nie blednie winy trwogą, ani wstydem płonie.
A jeźli zdarzeń ślepych dokuczą mu wady,
Bezróżnie je przyjmuje, jak wichry i grady.
Dopełnia obowiązki w radosnym sposobie,
Które winien i drugim, i samemu sobie.
Bo myśl i ciało będąc umieszczone ścisło;
Od ich zdrowia zwiększenie roskoszy zawisło.
A gdy dobrze strawionym obciążony wiekiem,
Pozna, że już przychodzi przestać być człowiekiem;
Tak się spokojnie złoży, z przodkami pospołu,
Jak gdy po walnej uczcie wstawałby od stołu.»
Nie szukając zawiłych rozstrzygnienia sporów
Uciekłem do pachniących czerpać roskosz borów.
Tysiąc jest jej rodzajów, cała na tem sztuka,
Żeby ją wszędy znalazł kto dokładnie szuka.
Pysznię się, że nasz pochód lepiej znam nad onych
W głównej Ateńskiej szkole gadaczów ćwiczonych;
Gdy kapłan Apollina, mówiąc kiedyś zemną,
Oznajmił mi człowieka pierwotność tajemną.
Prometeusz kształt Bogów ulepiwszy z gliny,
Kradzionym ogniem onej rozruszał sprężyny.


Po tak zdumiewającym, i najpierwszym cudzie,
Od tej gliny ogrzanej wszyscy poszli ludzie.
A zaś od brata jego bieg natury znany,
Stopniem niższe i nieme wywiódł koczkodany.
Gwar ciżby, lin skrzypienie, głośne szczęki młot6w,
Zwróciły moje kroki w stronę tych łoskotów,
Gdzie długi głaz z wnętrzności wyrobiony skały,
Mnogie siły złączone z trudnością dźwigały.
Z ciemności wydostany to będzie miał zyskiem,
Chmury swym dzielić końcem, zwać się obeliskiem.
Komu on wystawiony, świadczy napis ryty,
«Wnuk Dijony dla czwartej wystawił Charyty.»
W głębszym gładzonych ciosów leżą stosy lesie,
Z których się znakomita piramida wzniesie,
Nie inne w każdym boku strzegąca rozmiary;
Takiej dla Cesteusza Rzym pozwoli stary.
Ta bolesnein wspomnieniem rażąca mogiła,
Czyjeś niepospolite zwłoki będzie kryła.
A choć o wszelką nowość przywykłem się badać,
Czyje? boję się pytać, i niepragnę zgadać.
Niechaj ta za dni naszych nie nadchodzi pora,
By miała zniknąć ziomków w nieszczęściu podpora.
Nie spiesz się budowniczy, słuchaj ludów głosu,
Nie kładź rychlo pierwszego pod mogiłę ciosu:
Aż kiedy dwa od dzisiaj miną pokolenia,
Dopiero.... nie kładź jeszcze i wtedy kamienia.
Nagły mię smutek objął, i walczy z rozumem;
Pójdę tam, gdzie gwałtownym rzeka lecąc szumem,

Gdy słuch zaprząta brzękiem, i wejrzenia bawi.
Zbyt ściśnionemu sercu jakąś ulgę sprawi.
Dostatek, moc przemysłu, i sztuka rzemiosła,
Bliższe wody ściągnęła, złączyła, podniosła,
Z nich kanały, fontanny, z nich obrusy szklane
Płyną, skaczą, i błyszczą, pod wagą rozlane.
Ale przemogła inne ogromna kaskada,
Którą, od siebie większą, Kamionka wypada.
Rozścielać się, nurkować, czy piąć się na głazy,
Wzięte posłuszna Nimfa dopełnia rozkazy.
I mimo praw swej równi, służąc do igrzyska,
Albo ryje otchłanie, albo w obłok tryska.
Kto gajów Tuskulańskicb smakował ochłody,
Kto uwieńczał Tyburu spadające wody,
Kto straszne Pauzylipu przebywał wydroże,
Jeszcze i w Zofijówce zadziwiać się może.
I przyzna, jeźli szczerość ust jego włada,
Czem tamte w częściach słyną, ta razem posiada.
Lecz to miejsce Zofijo więcej zdobisz sama,
Podobniejsza Niebiankom niż córkom Adama.
Ciebie tu spuścił Olimp, chcąc trudy nagrodzić,
I chcąc takiego męża ważne troski słodzić.
Godne są w jego domu wiek utwierdzać złoty
Twe wdzięki, twe piękności. twe łagodne cnoty.
A póki między rodem ludzkim raczysz gościć,
Pół świata czcić cię będzie, drugie pół zazdrościć.


Czytaj dalej: Powązki - Stanisław Trembecki