(...) On się w pluderki omsknął,
Kamizelką ochwacił,
Fontaziem elegancji jak biczyskiem foryś.
Dzióbek ma miękki,
Gdy naciśniesz — sklęśnie,
Gdy dasz mu folgę, odskoczy z plaśnięciem.
Ona aż pachnie czułością. Omlet
Zapewne jadła, bo jedzie powidłem. (Jak trzeba, w karocy)
Drażniątka opięła
W prześwitujący stanik. Niech naród widzi.
I ciągiem: gorzko!
Gorzko, gorzko! — wołać musimy aż do upadłego.
Upadły — skądinąd Inkasent Gazowni —
Księże kolanka wybrał na podpórkę.
Ksiądz się rozczulił:
„Styrane maleństwo”.
Wszyscy styrani: ja i baronowa
Jemy jajka na spółkę, żeby coś tam czynić.
Kominiarz
Starannie czyści paznokieć,
Specjalnie hodowany dla prezencji stanu.
Mizeria.
Wreszcie Dniewierz się podniósł, a zrobił to z fasonem
Dobrze skrojonego fraka w salonie Zaręby
I pali mówkę.
A to, że Ślubni
Są jako frachtowiec na spienionym morzu.
A to, że Ślubni
Płyną do Przystani, którą Bóg jest.
A to, że Ślubni
Mają się rozmnożyć.
A to, że w sklepach
Z pietruszką — drożyzna.
A to, że bąble (czerwone i krwiste)
Na pewnym cmentarzu w Texasie.
I usiadł. I znowu
Gorzko, gorzko, gorzko! —
Zakrzyknął Ślubny i tak się do ust Ślubnej przystawił,
Że trzeba go było odssać.
Na wszystko spoglądał z obrazu
Święty Józef z winogronami na zasobnej tacy —
Widać, rzecz go wzięła,
Bo kilka winogron omsknęło się na turecki dywan.
— Może by tak włączyć telewizor?
Zaproponował zmieszany ogólną
Niezręcznością
Ksiądz.