Chciał matkę zabić młotkiem, buldożer go zeżarł

Jakże nam teraz bardzo zważniał:
Cóż, że cały okryty obelgą jak siecią rybacką,
Leży gladiator na sarkofagu chodnika
W ryżym szczeciniastym szyszaku, strzyżonym krótko: na zapałkę.

Ramiona rozłożył swobodnie, objawiając lekko spulchnione wierzchy dłoni,
Tors — wstydliwie oblany łagodnym kolorem morskiej wody —
Padał na widok publiczny z godnością.
Stopy przekrzywił czubami do środka, jakby miał to od dawna
 przemyślane na wypadek śmierci..

Jakże nam teraz bardzo zważniał:
Jeszcze przed chwilą pijany frant, który wrócił z wojska,
Z niecierpliwością wysłuchał trzech antyfontann płaczu matki,
Ojcu zaś zafundował tyleż głodnych kawałków z ostatniego poświstu,
Zjadł peklowane,
Zakąsił małosolnym,
Spłukał cysterną samorodnego.

I zwada!
Honor mu nadepnięto, przekrzywiono na bakier
Charakter złoty. Utoczono mu juchy
Z żył serdecznych. Splugawiono chorągiew wysoką

Czułości nierozprawiczonej. O, di immortales! Uczyniła to matka
Słowem — nie pomnieć jakim — lecz twardszym od szpadryny...

Wszystko to opowiadał, płacząc — i potrząsając małym
Szewskim młotkiem, który głucho postukiwał w denko kufla.
Młotek miał być w użyciu, nie wiedzieć dlaczego, parokrotnie chybił, ale
Co się o te kilka piwek odwlecze...
„Nie będziesz miała, Mamcia, racji u Ławników Niebieskich
Za moją krzywdę...”

Jeszcze mówił, a tu jakiś podmuch —
Czy to z wątroby idący, czy też z pęcherza —
Nadął mu kurtkę skórzaną na plecach, ucapił za kołnierz
I dowodnie pokazał, jak się spaceruje sposobem raka.
Potem go zwalił w stronę krawężnika,
Trzy razy obrócił w złocistej kurzawie
Jak dzwonko w mące —
I popchnął prosto pod buldożer, który nadciągał z wyschniętym dziobem

Do piwopoju. (Te dzioby z hakiem u buldożerów
Dla Braci Browarnej szczególnie niebezpieczne).

Jakże nam teraz zważniał:
Ksiądz proboszcz na Żałobnej wytknął nieboszczyka palcem, że aż oko wykol;
Zdefraudowany na umyśle malarz z Augustówki
Pozbierał wszystkie gazety, którymi zwłoki obklejono,
I zrobił turpistyczny collage; na grobie

Jeden szpenio wywinął tak artystyczną rzeźbę w kolorze: brąz kasselski,
Że Harcerstwo dostawiło świeczkę;
Podobno przychodził we śnie do pokwitających dziewcząt, obiecywał
 im małżeństwo i że zaraz po ślubie przejdzie na autobus
Powiadają, że raz jeden nawiedził Matkę,
Wyszedł ze starego nocnego budzika,
Był malutki,
Naguśki
I długo — rozpaczliwie długo — dzwonił mlecznymi ząbkami.

Tak powiadają.

Czytaj dalej: Lekcja anatomii (Rembrandta) - Stanisław Grochowiak