Niechaj każdy języka naszego choć pogłos
W szlachectwie stodół naszych dojrzewa jak pokos,
Bo gdzież się podziewają tych plemion zaploty,
Co ziarno mowy świętej gnały precz za płoty?
Pomnę ja czas przetrwania, gdy po rżyskach błądząc
Szukał manny wzgardzonej pogorzelec i ksiądz...
Niechaj każdy zwyczaju naszego choć okruch
Jako w całun powzięty będzie w lniany obrus...
Nie zna bowiem historia tak bezkresnej zwłoki,
By głazem nie strzeliły skruszałe już zwłoki...
Pomnę ja czas zwątpienia. Bogu lżono: „zabroń”,
Najśmielsi wzięli stryki, cisi jęli za broń...
Niechaj w każdą Wigilię stanie puste krzesło,
Dzisiaj ktoś w Styksie kłakiem — jutro mostu przęsło...
I tego wam życzymy: czoła dumne mośćcie,
By wiatr niespodziewany przeszedł po tym moście...
Pomnę ja czas niepolski, winni za to, że my...
A jednak nie umarła. Dzięki nam. Żyjemy.